Tak. Wciąż nie wiemy, co właściwie oznacza wczorajszy komunikat zespołu Kawasaki Racing Team mówiący o tym, że nowy zespół będzie prowadzony we współpracy z włoską Bimotą. Wszyscy zastanawiają się, czy jest to definitywne zakończenie programu fabrycznego Kawasaki, które w ten sposób oddałoby dużą część pracy zewnętrznemu podmiotowi. Oczywiście, Kawasaki posiada dużą część udziałów we włoskim producencie, a także oddeleguje do tej marki w swoich pracowników, ale trudno przypuszczać, aby sprawowało dalej taką samą kontrolę nad zespołem jak aktualnie, kiedy to jest całkowicie odpowiedzialne za zgłoszenie fabryczne.
Przypomnijmy, że Kawasaki korzysta w tym momencie z infrastruktury hiszpańskiego zespołu Provec i tam też mieści się siedziba ekipy Kawasaki Racing Team. Operowanie z Japonii byłoby oczywiście nierealne, jako że seria WSBK to głównie kontynent europejski. Poza wczorajszym oświadczeniem, nie pojawiło się żadne oficjalne potwierdzenie czy zespół fabryczny zniknie i zastąpi go kooperacja z Bimotą, czy też będzie to prywatny (wg. standardów z MotoGP – satelicki) zespół, a fabryka dalej będzie startowała jako Kawasaki.
Ale bardziej prawdopodobnym jest, że faktycznie zespół Kawasaki zniknie ze stawki, bowiem trudno przypuszczać, aby Kawasaki miało zwiększyć swój udział w WSBK poprzez współpracę z kolejnym zespołem, przesuwać do niego swoich pracowników, a także udostępniać silniki, które trafią do podwozia Bimoty.
Warto także spojrzeć po prostu w tabelę Word Superbike, aby zobaczyć że Kawasaki na ten moment mocno „cieniuje”. W czołówce co prawda dalej mieści się Alex Lowes, który był nawet liderem po australijskiej rundzie, ale jak pokazuje doświadczenie, otwarcie sezonu na Philip Island bardzo często kompletnie nie oddaje tego, jak dalej spisują się zawodnicy który tę rundę wygrywają. Można więc mówić o dużym kryzysie Kawasaki, które nie ma w tej chwili takiej postaci jak wcześniej Jonathan Rea. Przypomnijmy, że cały zespół i niemal wszystkie jego poprzednie sukcesy wiązały się właśnie z podjęciem współpracy z ekipą Provec, i kontraktem z Północnoirlandczykiem. Jasne, Kawasaki miało wcześniej również Toma Sykesa, który zdobył tytuł, ale udało mu się to tylko raz. Gdy dwójka ta jeździła razem w zespole, to Rea absolutnie dominował nad Anglikiem.
Można więc przypuszczać, że już wkrótce (mówi się o konferencji prasowej na torze Misano) dowiemy się o tym, że Kawasaki jednak rzeczywiście odpuszcza program fabryczny, a zespół razem z Bimotą będzie jedynym, który można uznać jako oficjalną stajnię Kawasaki w stawce, jednak już z motocyklem, który nosi inne barwy i przede wszystkim, nazwę. Siedziba operacyjna zespołu nie zmieni się i pozostanie w Hiszpanii.
P.S. W tle pozostaje „konflikt” Kawasaki z Ducati. Przypomnijmy, że Jonathana Rea, jeszcze w barwach „zielonych”, często zarzucał Ducati stworzenie przeraźliwie drogiego Panigale w wersji V4 R tylko w celu zdominowania WSBK. Drogowa wersja, kosztując o wiele więcej niż Ninja, jest zwyczajnie lepszą bazą dla motocykla wyścigowego. W sytuacji, gdy nowym motocyklem zespołu należącego do Kawasaki miałaby być Bimota, mająca także swoje własne zasoby, Kawasaki nie musiałoby poświęcać aż tyle na nowy motocykl. Łatwiej byłoby stworzyć krótkoseryjny model Bimoty z użyciem silnika Kawasaki, mogący być po prostu być lepszą odpowiedzią na Ducati.
Kawasaki pasowałoby do MotoGP