Do fatalnego w skutkach wypadku czterech zawodników doszło na Wyspie Man, podczas wyścigu Southern 100. Życie stracił James Cowton, a do szpitala w krytycznym stanie trafił Ivan Lintin. Do zdarzenia doszło w trakcie wyścigu motocykli o pojemności 600ccm.
Dwaj pozostali zawodnicy, którzy brali udział w incydencie, to Jamie Coward oraz Mickey Evans. Trafili do szpitala z urazami rąk i nóg, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Wypadek miał miejsce w południowej części wyspy, nieopodal sekcji Bends.
Fot. belfastlive.co.uk
jestem fanem wyścigów MotoGP, myślę, że wiem co dzieje się w głowach motocyklistów, bo sam troszeczkę jeździłem, ale tego co dzieje się na tej wyspie nie rozumiem :(:(:( jak można w takich warunkach aż tak bardzo ryzykować ??? !!! Niech spoczywa w spokoju :(:(:(
A ja najbardziej uwielbiam wyścigi uliczne i drogowe, potem BSB, WSS i WSBK, a na końcu dopiero Moto GP. Smutno kurde, James Cowton :( Mam nadzieję, że Ivan Lintin wyjdzie z tego :( I pomimo, że sama swoje pierwsze moto będę miała za niedługo, to nawet jakoś rozumiem tych pozytywnych wariatów i tak podziwiam cholernie tych gości, za tą pasję, za miłość do moto, do ścigania i za odwagę! Moi bohaterowie<3
Zawsze ale to zawsze strasznie mnie dołują informacje, że zginął jakiś motocyklista. Teraz też nie jest inaczej :((
Jeśli chodzi o wyścigi na wyspie Man – kompletnie tego nie rozumiem. Najpierw wszyscy robią wszystko aby było niebezpieczniej (wąskie uliczki, murki kamienne przy drodze, wąskie mosty, drzewa przy samej drodze i ZERO powtarzam ZERO bezpiecznych stref). A potem są (i teraz nie wiem jak to określić) zaskoczeni, zdumieni, nie przygotowani na to że ktoś (choćby nie wiem z jakimi umiejętnościami motocyklowymi) jadąc z ogromną prędkością pośród tych „naturalnych stref śmierci”, często na limicie, nagle przewraca się, wpada na kogoś kto się przewrócił itd. i dzięki „naturalnym strefom śmierci” rozmieszczonym tuż przy torze/ulicy ginie w dramatycznych okolicznościach. Dla mnie to taki sam poziom idiotyzmu jak np. youtuberzy wspinający się na wysokie budynki, wieże etc. bez zabezpieczeń po to aby strzelić sobie selfi (ostatnio kolejny słynny youtuber zleciał z budynku). Wyścigi powinny odbywać się na odpowiednich obiektach – reszta to igranie ze śmiercią gdzie Twoje szanse wynoszą 50 % TY – 50 % ŚMIERĆ. Jak ktoś to lubi i go to kręci to niech to sobie robi ale po ich nagłej śmierci niech nikt nie robi z nich zawodników wyścigowych czy bohaterów. To są zwykli ryzykanci którzy wiedzą o jaką stawkę grają. W życiu nie chciałabym być z kimś takim związana.
k@sia90 – jak już kupisz moto i zobaczysz ile adrenaliny dostarcza zwykła jazda po naszych drogach to wyspa Man już nie będzie Cię kręcić. Uwierz mi – wiem to z codziennego doświadczenia.
Nie zgodze sie to dziennikarze robia wokol tego tragedie.
Kazdy jest dorosly kazdy wie czym grozi sciganie w takich warunkach wiec o co chodzi?
Dla mnie (mowie z wlasnego doswiadczenia) jezeli mam wybor kraksa podczas scigania sie badz kraksa podczas przejazdzki w ruchu ulicznym wybieram to pierwsze bo bede wiedzial ze to moj blad i moja wina a nie bo ktos cos …….
Witam
Ogromnie smutno i przykro, jak się czyta o kolejnych motocyklistach, którzy stracili życie podczas wyścigów drogowych, ale jest to ich sposób na życie, i nikt tego nie robi po to żeby się zabić, chociaż oczywiście zdają sobie z tego sprawę, jak się to może skończyć (podobnie jak np himalaiści – nikt nie idzie w góry po to, żeby zginąć, chociaż ginie ich więcej niż motocyklistów podczas TT i giną w samotności). Wręcz przeciwnie. To są bardzo życzliwi, otwarci ludzie, którzy nie gwiazdorzą jak np w MOTO GP czy innych seriach torowych.
Byłem na ISLE of MAN TT w 2009 roku i takiej atmosfery nie da się porównać z niczym. Nawet topowi, fabryczni kierowcy, zawsze znajdą czas na rozmowę z fanami, rozdanie autografu czy przybicie piątki. Jak stałem pod namiotem Michaela Dunlopa, i patrzyłem jak dłubie przy swoim motocyklu, gdy zebrało się nas więcej osób, chłop wstał, wytarł ręce ze smaru, podszedł do nas, każdemu kto chciał dał autograf, tudzież zrobił sobie z nim zdjęcie. Podobnie MsGuinness, Plater, Hutchinson, Molyneux, Anstey czy Cameron Donald, a wieczorem wielu z nich można spotkać w okolicznych pubach, jak siedzą i się świetnie bawią. Nie ma problemu żeby się dosiąść i pogadać. I wielu się dziwiło, że przyjechałem z Polski, taki kawał drogi, tylko na wyścigi.
Podobna atmosfera, chociaż to jednak nie to samo, panuje w Czechach, podczas ich wyścigów drogowych.
Naprawdę warto jechać zobaczyć jak się ludzie i zawodnicy świetnie bawią a poczuć falę uderzeniową, jak moto przelatuje pół metra od ciebie z prędkością grubo ponad 200km/h (powinienem raczej napisać że bliżej 300km/h) – bezcenne.
Pozdrawiam
Darek FZ1
Witam, czytając wpisy różnych ludzi widzę, że zdania są podzielone. Rozumiem, że dla jednych wyścigi TT to wariactwo, a drugich to jara. Osobiście uważam, że każdy ma prawo robić to co kocha. Jeden skleja modele plastikowe, drugi zasuwa na wyścigach 300 km/h. Każdy jest inny i każdy ma swoją drogę. Krytykowanie tych motocyklistów jest z mojego punktu widzenia co najmniej głupie. I tak wszyscy umrzemy, więc po co te spiny. Wielu ludzi spotykam, którzy nie mają pasji i żyją jakby wegetowali. A ci motocykliści przynajmniej spełniają się w swoim życiu i czerpią z tego radość. Nie podoba się to komuś to odpuść i pozwol innym decydować za siebie. Osobiście jestem pełen podziwu dla tych zawodników, chociaż sam nie odważyłbym się na tego typu rajd. Pozdrawiam wszystkich zdrowo myślących.