Wczorajszy wyścig o bwin Grande Premio de Portugal okazał się najlepszym w tym sezonie dla całego teamu San Carlo Honda Gresini. Obaj zawodnicy włoskiej ekipy finiszowali w czołowej dziesiątce, a jeden z nich do samej mety walczył o podium.
Marco Simoncelli przez cały weekend na torze Estoril był naprawdę szybki, kończąc drugi trening wolny z ósmym, a trzeci z szóstym czasem. Warto jednak nadmienić, że w FP3 przez długi czas plasował się w czołowej trójce, a dopiero pod sam koniec spadł o kilka pozycji w dół. Po połączeniu czasów z obu tych sesji okazało się, że niedzielne zmagania Włoch będzie musiał rozpocząć z dziesiątego pola. Start z początku czwartej linii wyszedł #58 naprawdę nieźle, gdyż już na pierwszym okrążeniu awansował na dziewiąte, a na kolejnym na siódme miejsce. Na siódmej cyrkulacji był on już czwarty, a dziesięć kółek później wysunął się na trzecią lokatę. Przez tych dziesięć okrążeń gonił on Nicky’ego Haydena, do którego miał ponad trzy sekundy straty, jednak nadrobił to i wyprzedził Amerykanina.
„Bardzo cieszy mnie mój wynik. Zrobiliśmy wszystko tak jak należy, a ja mogłem utrzymywać swój rytm od startu do samej mety,” rozpoczął „SuperSic”, który ostatnio miał spore problemy z utrzymaniem swojego tempa do samej mety. „Dovizioso był co prawda nieco szybszy ode mnie na prostych, ale cały czas byłem przekonany, że mogę go pokonać. Niestety popełniłem drobny błąd w ostatnim zakręcie i straciłem nieco prędkości na wyjściu na prostą, dzięki czemu Andrea zyskał nade mną przewagę na linii mety,” kontynuował 23’latek z Catoliccy.
Od momentu wyprzedzenia Haydena, praktycznie przez cały dystans Marco walczył ze swoim rodakiem „Dovim” o najniższy stopień podium. Krok za nimi trzymał się właśnie Nicky, który ostatecznie nie był w stanie zaatakować. I chociaż na wyjściu z najwolniejszej szykany ostatniego okrążenia to Simoncelli był trzeci, na samej mecie przegrał z Dovizioso o zaledwie 0.059sek! „Przez ostatnich czterech czy pięć rund byłem regularnie szybki już od piątku, a nie inaczej było tu, na Estoril. Oczywiście przed nami nadal nieco pracy do wykonania, głównie nad poprawą elektroniki – jeśli uda nam się to zrobić, być może powalczymy o podium w Walencji,” zakończył były Mistrz Świata klasy 250cc.
Chociaż początek weekendu w wykonaniu Marco Melandriego był naprawdę udany, sam wyścig nie potoczył się po jego myśli. W drugim treningu wolnym zajął on bowiem bardzo dobre, szóste miejsce i był zadowolony z pracy swojej RC 212V. W sobotni poranek spadł jednak na dziewiątą pozycję, a do lidera stracił ponad dwie sekundy na jednym okrążeniu! Kiedy jednak odwołano kwalifikacje, okazało się, iż niedzielny wyścig #33 rozpocznie z szóstego pola – najlepszego w tym sezonie. Nic więc dziwnego, że oczekiwania były spore. Po nienajlepszym starcie i kilku pierwszych okrążeniach, „Macio” spadł aż na dziesiąte miejsce. Kiedy z rywalizacji wyleciał Casey Stoner, awansował on na dziewiątą lokatę i pozostał na niej już do samej mety.
„Jestem rozczarowany i zdenerwowany, bowiem nic nie poszło tak, jak oczekiwaliśmy i to już od początku sezonu. Nie wiem, co jeszcze powiedzieć i szczerze, nie mam nawet ochoty opowiadać o tym, co było nie tak i dlaczego. Wszystko, co mogę powiedzieć to to, iż jestem naprawdę rozczarowany,” stwierdził krótko 28’latek z Ravenny, dla którego niedzielny wyścig w Walencji będzie ostatnim nie tylko w barwach teamu San Carlo Honda Gresini, ale również w MotoGP. Przenosi się on bowiem do serii World Superbike. Obecnie w klasyfikacji generalnej Melandri zajmuje zaledwie dziesiąte miejsce z dorobkiem stu punktów.