W historii motorsportu wielu było zawodników, których kariera trwała zbyt krótko – czy to przez kontuzje, czy zbiegi nieszczęśliwych okoliczności. Nie ma chyba jednak drugiego takiego przypadku jak Anthony Gobert, który jeszcze jako nastolatek przebojem wdarł się do wyścigów World Superbike i szybko trafił do fabrycznego zespołu Suzuki w klasie 500ccm, by jeszcze szybciej roztrwonić daną mu szansę, wielokrotnie popełniając wciąż te same błędy.
Pierwsza połowa lat ’90 ubiegłego wieku dała australijskiemu motorsportowi wielu znakomitych zawodników. Mocno obsadzona lokalna seria Australian Superbike wypuściła na arenę międzynarodową m.in. Micka Doohana, Daryla Beattie czy Troy’a Corsera. W ten sam sposób świat usłyszał o Anthonym Gobercie, który karierę rozpoczynał od supercrossu (gdzie otrzymał przydomek „Go Show”), by potem szybko zawojować australijskie mistrzostwa Superbike. Lokalne wyścigi stały się dla utalentowanego nastolatka zbyt ciasne.
To właśnie sezon 1994 był dla 19-letniego wówczas, pochodzącego z Nowej Południowej Walii, Anthony’ego Goberta przełomowy. Młody Australijczyk zadebiutował w World Superbike w połowie tego roku w Japonii, na torze Sugo, gdzie dwukrotnie przyjechał na ósmej pozycji, startując Hondą. Te wyniki nie wystarczyły jeszcze na kontrakt, ale szybko pojawiła się druga szansa.
Na finał sezonu seria WSBK przyjeżdżała na Phillip Island. Gobert otrzymał na tę rundę dziką kartę i motocykl od Kawasaki. Oczy podczas weekendu zwrócone były na jeżdżących na Ducati Carla Fogarty’ego i Scotta Russella, którzy wcześniej wygrali 18 z 20 wyścigów i między sobą mieli rozstrzygnąć losy mistrzostwa świata. Ducati dominowało dzięki przepisom – dwucylindrowe motocykle mogły mieć pojemność 1000ccm, czterocylindrowe – 750ccm (skąd my to znamy?). I to właśnie ten duet miał walczyć o zwycięstwa.
Szybko przyszedł jednak szok, ponieważ w wieku 19 lat, 7 miesięcy i 25 dni Gobert został najmłodszym zdobywcą pole position w historii WSBK i rekord ten jest niepobity do dzisiaj (dla porównania, Mick Doohan czy Michael van der Mark dokonywali tego, mając ponad 23 lata). I o ile w pierwszym wyścigu weekendu w Australii Gobert musiał ustąpić pola walczącym o tytuł Fogarty’emu i Russelowi i zadowolić się „ledwie” trzecim miejscem, o tyle drugi wyścig to już niekwestionowane zwycięstwo i pierwsze 25 punktów w World Superbike.
W sezonie 1995 Go Show ścigał się już w na pełen etat w zespole Muzzy Kawasaki, który był fabryczną ekipą japońskiego producenta w WSBK. Początki nie były łatwe i 20-latek przez pierwszą połowę roku ani razu nie stanął na podium, za to kilka razy notował wywrotki w kwalifikacjach. W dużej mierze przyczyniał się do tego jego „zamaszysty” styl jazdy, wykorzystywanie całej szerokości toru, oraz super-późne dohamowania do zakrętów. Dopiero latem przyszło przełamanie i Gobert wygrał na Laguna Seca i w sumie pięć razy z rzędu stanął na podium. Zatriumfował również na koniec sezonu w Australii, dzięki czemu zajął bardzo wysokie czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej 1995, mając niewiele ponad 21 lat.
https://www.youtube.com/watch?v=yaC2_DU-CBQ
Początki przygody z World Superbike
Poza niesamowitą szybkością Goberta cechowało także wyjątkowo luźne podejście do wyścigów. Członkowie zespołu Muzzy zdradzali, że Anthony potrafił przyjechać na treningi, zrobić na nich kilka okrążeń, po czym wrócić i powiedzieć inżynierom tylko: „Tak, wszystko działa”, nie sugerując zupełnie żadnych zmian, by potem w wyścigu prezentować się znakomicie. Ale trzeba również przyznać, że seria World Superbike przyciągała takich właśnie zawodników – więcej było w niej luzu niż w przepełnionych korporacjami Motocyklowych Mistrzostwach Świata, gdzie rządziły wielkie japońskie marki oraz firmy tytoniowe.
Najlepsze momenty Goberta w barwach Muzzy Kawasaki
Sezon 1996 w wykonaniu Goberta rozpoczął się nieźle, Go Show zajął też drugie miejsce – wraz z partnerem z Muzzy Kawasaki Simonem Crafarem – w Suzuka 8 Hours. Wygrał na Laguna Seca, zdobywając miejsca na podium na Brands Hatch i Donington Park. W połowie sezonu przytrafiła się jednak kontuzja obojczyka, która wyeliminowała go z kilku rund. Rok zamknął fenomenalnie – wracając po kontuzji, wygrał oba wyścigi na swoim ulubionym Phillip Island. A na podium zdjął kombinezon i rzucił wszystko – poza bielizną i kaskiem – zgromadzonej niżej publiczności.
Kombinezon rzucony w tłum na koniec sezonu 1996
Pożegnanie z World Superbike świętował w swoim stylu – miał już wtedy bowiem ofertę nie do odrzucenia – zgłosiło się po niego Suzuki, które chciało wypełnić lukę po Kevinie Schwantzu w swoim zespole w klasie 500ccm. Gobert miał być odpowiedzią na Micka Doohana, startującego dla Hondy.
Jesienią do Australii na podpisanie kontraktu polecieli menedżer fabrycznej ekipy Lucky Strike Suzuki – Garry Taylor oraz szef działu wyścigów, Mitsuo Itoh. Gobert jeszcze przed wzięciem długopisu w dłoń wpędził zespół w małą konsternację. „Jadąc tam, Goey skasował swoje nowe Porsche, przejeżdżając na czerwonym świetle. Ani trochę go to nie wzruszyło.” – mówił potem Stuart Shenton, który został szefem mechaników Goberta.
Po raz pierwszy obaj spotkali się tuż po sezonie 1996, kiedy odbywały się pierwsze wspólne testy. Gobert pojawił się tam z kilkoma znajomymi. „Cześć Stuart, jestem twoim nowym zawodnikiem. Mam kurwa nadzieję, że jesteś na mnie gotowy.” – miał się przywitać się nowy nabytek fabrycznej ekipy Suzuki.
„Na naszych wstępnych testach zrobiliśmy pierwszy briefing. Siedzieli tam ci wszyscy japońscy inżynierowie, notowali to, co im przekazywano, by mieć pierwsze opinie na temat motocykla. A on powiedział: „Więc, potrzebuję dwóch rzeczy: klatki z tyłu garażu z tańczącą w niej dziewczyną, no i musimy mieć dużo piwa w lodówce.” A potem wstał i wyszedł. Sześciu japońskich inżynierów, siedzących dookoła stołu nie wiedziało co zrobić, co powiedzieć, albo czy w ogóle próbować zrozumieć, czego właśnie byli świadkami.” – opowiadał Shenton.
O wyczynach swojego rodaka szybko przekonał się także sam Mick Doohan, którego Gobert na testach przedsezonowych nazwał „cieniasem”, dodając że on sam w królewskiej klasie też wywalczy trzy tytuły (tyle na koncie miał już Mick). Na dokładkę „poczęstował” jeszcze Doohana środkowym palcem.
Zespół zdawał sobie sprawę z tego, że Gobert ponad ściganie przedkłada zabawę, używki i kobiety. Wierzono jednak, że ryzyko jest tego warte i może młodego motocyklistę uda się naprostować. Wysłano go nawet do słynnego iluzjonisty, parającego się również psychologią Uriego Gellera, który przez wiele lat pomagał też kierowcom Formuły 1 (z jego usług korzystało wielu zawodników, m.in. Lewis Hamilton w 2008 roku). Wizyta jednak niewiele dała – Gobert był po niej przede wszystkim całym faktem rozbawiony.
Ale dla Suzuki skończyło się na wielkich nadziejach. Gobert nawet nie wystartował do otwarcia sezonu 1997 w Malezji. Wskutek odnowienia się wcześniejszej kontuzji obojczyka pauzował aż cztery wyścigi, a nowa konstrukcja Suzuki RGV500 nie okazała się tak konkurencyjna jak Honda czy Yamaha. Na motocyklu nie radził sobie także team-partner i rodak Goberta, Daryl Beattie, wicemistrz sezonu 1995. On z kolei musiał jeszcze zmagać się ze skutkami wielu kontuzji (Beattie stracił wszystkie pięć palców lewej stopy, gdy w 1994 roku na Le Mans jego noga dostała się między koło a łańcuch, a potem doznał też poważnego urazu głowy i wkrótce skończył karierę).
Gobertowi szło podobnie słabo, najlepszą jego pozycją była siódma lokata w Austrii. Jego akcje w Suzuki sukcesywnie spadały – Japończycy mieli serdecznie dość jego wybryków, oskarżając go o brak zaangażowania. Gobert niewiele sobie z tego robił. Przykładowo, na śródsezonowe testy przywiózł zniszczony kombinezon, rozdarty podczas jednego z wcześniejszych upadków.
Prawdziwa bomba wybuchła jednak późnym latem sezonu 1997. Na wyścig w Donington Park Gobert przyleciał mocno spóźniony po przegapieniu samolotu, prawie bez snu, a w niedzielę wycofał się po zaledwie pięciu okrążeniach z powodu skurczów dłoni. Dwa tygodnie później w Brnie okazało się, że w trakcie brytyjskiej rundy wykryto u niego niedozwolone substancje, najprawdopodobniej marihuanę. Był to prawdopodobnie pierwszy taki przypadek w historii królewskiej klasy. Suzuki nie miało wyjścia, ale też może i wykorzystało tę sytuację do natychmiastowego zerwania kontraktu, co zakończyło krótką karierę Goberta jako zawodnika fabrycznego klasy 500ccm. Do tego momentu przejechał tylko dziewięć grand prix.
Fakt wykrycia u 22-letniego zawodnika niedozwolonych substancji nie sprawił jednak oczywiście, że Gobert zatracił swój niezaprzeczalny talent. Gdy rozwiązał umowę z Suzuki, musiał ponownie rozpocząć próbę wspinaczki na szczyt. Miał już jednak renomę, zwłaszcza na arenie amerykańskiej i błyskawicznie znalazł pracodawcę, związując się z marką Ducati.
Amerykański epizod w seriach sygnowanych przez AMA był ważnym krokiem w karierze niezwykle utalentowanego i wciąż bardzo młodego Goberta, który w kolejnych sezonach miał stać się trudnym orzechem do zgryzienia dla takich zawodników jak Nicky Hayden czy Mat Mladin. Mimo powtarzania starych błędów Gobert był w stanie wrócić na zwycięską ścieżkę.
O startach za oceanem, powrocie do World Superbike i klasy 500ccm, a w końcu ostatecznym kresie kariery i coraz poważniejszych konfliktach z prawem przeczytacie już jednak w drugiej części.
Super artykuł. Tego brakowało na tej stronie. Goberta zawsze było mi „szkoda”. W sensie zmarnowanego talentu. Oglądając stare SBK z archiwów(jest tego pełno na YT, jak ktoś lubi, ja wracam co jakiś czas bo jako dzieciak/nastolatek lubiłem oglądać i to taki „obraz z młodzieńczych lat” :P) zastanawiałem się jak to w końcu z nim było po przejściu do gp, oraz co było potem a tu proszę. Dowiedziałem się wielu ciekawostek. Bo wiedziałem tylko że spie…. sobie karierę. Dziś taka postać? W motoGP? Hahaha wrzałoby w komentarzach.A jak pooglądacie stare wyścigi z Fogartym, Crafarem, Yanagawą, Edwardsem, Slightem, Bostromem etc etc to te dzisiejsze superbike jakby to ująć..bywają nudniejsze :)
Chapeau bas! Jakże się cieszę, że wreszcie ktoś sobie (i innym) przypomniał o tym niesamowitym dzieciaku! Mój syn nosi imię ku pamięci właśnie jego i innego niedocenionego Aussie – Westa. Pawle – dziękuję. Bardzo!
Ej no! Haaaloo część II kiedy? :)
Będzie w następnej kolejności, teraz kilka dni wakacji :)