Dyrektor wyścigowy Mike Webb ujawnił, że problemy techniczne były powodem opóźnionego potwierdzenia falstartu w wyścigu Moto2 o GP Kataru. Zbyt wcześnie ze swoich pól ruszyło aż ośmiu zawodników, w tym niemal cała czołówka. Niemal natychmiast poinformowano jednak tylko o sześciu karach przejazdu przez aleję serwisową.
Najwięcej kontrowersji było w przypadku Franco Morbidelliego (drugim takim zawodnikiem był Sandro Cortese). Włoch do samej mety walczył o zwycięstwo z Tomem Luthim, mimo że dla widzów, obserwujących wyścig niemal oczywistym było, że popełnił falstart. Jako, że sędziowie mają tylko cztery okrążenia od startu na poinformowanie o falstarcie, by możliwe było przyznanie kary przejazdu przez pit-lane, to Włochowi doliczono 20 sekund do wyniku z Losail, przez co stracił podium. Niektórzy jednak mieli pretensje, że kara była nieadekwatnie niska – Włoch spadł „tylko” na siódme miejsce.
„Wiemy, że kara 20 sekund nie jest równa przejazdowi przez pit-lane na wszystkich torach, więc Komisja GP przyjrzy się temu przepisowi.” – powiedział Webb.
„Przekaz TV ze startu pokazuje motocykle, ale nie pokazuje czerwonych świateł dla każdego motocykla. Więc coś, co w telewizji wygląda jak falstart, nie jest twardym dowodem. Jeśli jeden motocykl opuści pole startowe szybciej niż inne to może to oznaczać, że inni byli wolniejsi.” – dodał.
Dyrektor przyznał, że doszło do usterki systemu w przypadku niektórych zawodników i niemożliwe okazało się odtworzenie startu części stawki. Potwierdzenie falstartu dla Morbidelliego nastąpiło dopiero w samej końcówce wyścigu. „Zdobywca” drugiego miejsca nie krył swojego rozczarowania, gdy dowiedział się karze. „Jasny dowód jest wymagany, dlatego dla każdego zawodnika mamy kamerę i podgląd świateł na tym samym ujęciu.” – dodał Mike Webb.