Po dzisiejszym wyścigu nie pozostaje nam nic innego, jak oficjalnie nazwać Casey’a Stonera królem toru Phillip Island. Australijczyk odniósł na tym obiekcie szóste z rzędu zwycięstwo, notabene jego ostatnie w karierze zawodnika MotoGP przed własnymi kibicami.
Od pierwszej sesji treningowej na Wyspie Filipa dwukrotny Mistrz Świata rozwiał wątpliwości rywali, czy aby kontuzjowana kostka nie będzie mu tu przeszkadzała w jeździe. Bo choć od GP Japonii, gdy #1 powrócił do MotoGP po urazie, jego kostka była w coraz gorszym stanie – w Australii wydawało się, że w ogóle nie przysparza mu ona problemów. W trakcie treningów wolnych 27’latek regularnie wyprzedzał rywali o sekundę na okrążeniu, a w kwalifikacjach przewaga ta, nad Jorge Lorenzo, zmalała do pięciu dziesiątych.
Po starcie wyścigu zdobywca pole position nie objął jednak prowadzenia, a spadł na trzecie miejsce. W pierwszym łuku drugiego kółka Casey wyprzedził jednak #99 i awansował na lokatę numer dwa. Chwilę później, w czwartym zakręcie upadł jego team-partner Dani Pedrosa, żegnając się z wyścigiem i szansami na zdobycie tytułu. W tym momencie automatycznie prowadzenie objął Stoner, którego nie oddał już do mety. Na finiszu lokalny faworyt miał nad „Por Fuerą” dziewięć sekund przewagi!
„Bardzo ważne było dla mnie to, aby przed końcem tego sezonu, zanim zakończę karierę, wygrać jeszcze wyścig. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że dokonałem tego właśnie tutaj, na domowym torze przed niesamowitą publicznością,” mówił dwukrotny Mistrz Świata MotoGP, który dzisiejszym triumfem zapewnił sobie przy okazji trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej na koniec tegorocznego sezonu. „Moim największym zmartwieniem było to, żebym był zdrowy i konkurencyjny właśnie na tą rundę. Udało nam się to i mieliśmy coś ‘ekstra’ w porównaniu z rywalami w ten weekend. To perfekcyjny sposób na to, by powiedzieć wszystkim ‘do widzenia’.”
Dzisiejszy triumf był dla zawodnika Repsol Hondy szóstym z rzędu na jego domowym torze Phillip Island. Nie dziwi więc, że w czwartek oficjalnie zakręt numer cztery na tymże obiekcie nazwano właśnie imieniem tego zawodnika i od teraz łuk ten nosi nazwę „Stoner Corner”. „Przed wyścigiem byłem zdenerwowany, ale cieszyłem się, że dopisała nam pogoda. Kiedy wiedziałem, że do końca zostało tylko kilka okrążeń i mam sporą przewagę, zacząłem spoglądać na kibiców. Fantastycznie było zobaczyć jak wszyscy mnie dopingują i sprawiło to, że poczułem się jeszcze bardziej dumny z tego, że jestem Australijczykiem.”
„Moje ogromne gratulacje dla Jorge, zaliczył on prawie perfekcyjny sezon, zawsze dojeżdżając do mety na pierwszym lub drugim miejscu,” kontynuował Casey nawiązując do dzisiejszej drugiej lokaty Lorenzo, która zapewniła Hiszpanowi drugi tytuł mistrzowski klasy królewskiej. „Jestem tylko nieco zawiedziony, że nie byłem w stanie walczyć w tym roku o mistrzostwo, ale popełniłem w kilka błędów i wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Współczuję też Daniemu – widziałem, jak wywrócił się tuż przede mną – ale musiał dziś jechać na maksimum i wygrać wyścig, aby utrzymać szanse na tytuł. To był mały błąd, ale sprawił, że wylądował on na ziemi.”
Teraz Stonera czeka jeszcze Grand Prix Walencji, zanim oficjalnie zakończy karierę w MotoGP. Nie dziwi więc, iż dzisiejszy wyścig był dla niego – jak i jego fanów – niezwykle emocjonującym przeżyciem. Po tym, jak zawodnicy zjechali do boksów, na prostą startową wpuszczeni zostali kibice, aby mogli na żywo obejrzeć ceremonię rozdania pucharów. „Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przybyli tu, aby nas wspierać!” zakończył #1.
Casey jesteś wielki!
Stoner i wszystko jasne !!!