Po GP Malezji w zespole Ducati na pewno zapanowała radosna atmosfera. Loris Capirossi drugi tydzień z rzędu wywalczył pole position, a potem również drugi raz z rzędu wygrał wyścig. Co więcej, Po GP Malezji w zespole Ducati na pewno zapanowała radosna atmosfera. Loris Capirossi drugi tydzień z rzędu wywalczył pole position, a potem również drugi raz z rzędu wygrał wyścig. Co więcej, w Malezji na podium uplasował się również Carlos Checa. Co złożyło się na ten sukces, i dlaczego tak późno ten sukces przyszedł?
Na sukces składa się wiele czynników, i każdy jest bardzo ważny. Na pewno potrzebny jest dobry kierowca w wyśmienitej dyspozycji psychofizycznej, potrzebny jest doskonale zestrojony motocykl, ustawiony tak, aby kierowca mógł uzyskać dzięki niemu jak najlepsze czasy okrążeń. To z kolei wiąże się z całym sztabem mechaników, którzy muszą wręcz „czuć” żelastwo. Potrzebny jest dobry olej, a tu Ducati korzysta ze współpracy Shella z Ferrari, paliwo, a także opony które przeniosą odpowiednio moc żelaznej bestii. To tak w ogólnym skrócie. Jeśli wszystko zagra odpowiednio, i nie zdarzy się nic nie przewidywalnego ( na przykład to co przydarzyło się Nakano i Gibernau ), można się spodziewać dobrego wyniku.
Jak ważny jest każdy element z osobna każdy się na pewno domyśla. Weźmy dla przykładu opony. Już w Japonii Bridgestone dało swoim teamom ulepszone gumy i to od razu było widać po wynikach zamiatającego wcześniej tyły teamu Suzuki, a także Ducati. Opony są bardzo istotnym elementem układanki, dla przykładu przytoczę fakt jaki przydarzył się teamowi Yamahy podczas pierwszych testów M1 przed sezonem 2002. Max Biaggi i Carlos Checa, ówcześni zawodnicy Yamahy, nie mogli uzyskać czasów lepszych niż te, które uzyskiwali na dwusuwowych motocyklach parę miesięcy wcześniej. M1 dysponowała wtedy mocą około 230-250 koni mechanicznych, i opony nie potrafiły przenieść tej mocy. Dopiero zmniejszenie mocy silników do ok.180 KM pozwoliło uzyskać lepsze czasy niż motocyklem z silnikiem dwusuwowym.
Było oczywiste, jak wielkie wyzwanie stanęło przed producentami opon, wszak już od nowego, 2002 roku, w klasie królewskiej miała startować większość motocykli czterosuwowych. W tamtym okresie silniki dwusuwowe osiągały już ok. 200 KM. Od tamtej pory producenci opon używanych przez zawodników klasy MotoGP, dokonali wielu kroczków naprzód, od składu mieszanki, poprzez specyficzny profil 16,5 calowych opon, dający większą powierzchnię styku opony z asfaltem w czasie jazdy po zakrętach, dzięki czemu zmniejszyło się ryzyko uślizgu tylnego koła podczas przyspieszania na wyjściu z zakrętu, jak również pozwoliło na wcześniejsze rozpoczęcie akceleracji.
Również opony kwalifikacyjne poddane zostały wielu modyfikacjom, dzięki czemu z roku na rok, obserwujemy coraz lepsze czasy podczas kwalifikacji, a także podczas wyścigów. Na pewno Bridgestone, dając swoim zespołom ulepszone slicki dołożyło swoją cegiełkę do tej „budowli” jaką w Malezji jeźdźcy Ducati stworzyli. Nasuwa się tylko pytanie: dlaczego, Panowie Japończycy, tak późno dali swoim zawodnikom tak rewelacyjne narzędzie, jakie otrzymali Capirossi i Checa? Gdyby stało się to wcześniej, to obserwując co wyprawia Capirex, nie było by takiego dominatora jak Rossi przez cały sezon. Prawdopodobnie co eliminację oglądalibyśmy bój na „śmierć i życie” między co najmniej czterema, a może nawet sześcioma zawodnikami. Tytuł prawdopodobnie przypadłby któremuś z nich na ostatniej eliminacji. W Malezji w teamie Ducati zagrało wszystko jak należy, i oby tak było do końca tego sezonu, a także w następnych. Będziemy wtedy oglądali więcej ciekawych pojedynków na najlepszych torach wyścigowych świata.
Zdjęcie: Ducati