Home / Inne / Felieton #2: O wolności, czyli dozgonnych powrotach

Felieton #2: O wolności, czyli dozgonnych powrotach

Felieton

Kiedyś myślałem, że ludzie próbują mi to wmówić. Wtedy wypierałem się tego nawet sam przed sobą, siedząc na środku jezdni kilkaset kilometrów od domu. Dziś już mniej o tym myślę. Ale nie zapominam.

Dawno temu wpadłem na pomysł, by objechać Polskę dookoła, spać „na dziko” pod namiotem, robić minę strudzonego kowboja wchodząc do sklepu prosząc o papierosy i dwa piwa (miałem 17 lat) które konsumowałem przy zachodach słońca na cudzych polach, wrócić z dwutygodniowym zarostem (którego wtedy nie było), tobołami zawieszonymi na ramionach, by sprawdzić samego siebie, i by w końcu dowiedzieć się czym jest wolność i czym jest to szczęście, o którym tak chętnie mówią wszyscy podróżnicy.

Kliknij, aby pominąć reklamy

Spojrzał mi prosto w oczy, gdy wyjawiłem mu swoje plany. Pamiętam ten moment bardzo dobrze, bo gdy zapytał mnie: „Przed czym uciekasz?”, pierwszy raz w życiu dostrzegłem że mój Ojciec ma niebieskie oczy. Wtedy się tylko zaśmiałem, klepiąc go po ramieniu, ze zdziwieniem zauważając jednak, że w dniu wyjazdu zacząłem wszystko dostrzegać pełniej. Wstyd bliskich i przede wszystkim mój, przed szczerym wyrażaniem głębszych uczuć; czyste jeszcze buty motocyklowe; godzinę na zegarze który oświetlał nieśmiały promień słońca zaglądający do kuchni oraz jego bicie, którego nigdy w życiu nie słyszysz, chyba że przeżywasz kolejną nieprzespaną noc będąc chorym lub zakochanym; ciekawie spojrzenia ludzi, patrzących mi prosto w oczy; lekki powiew wiatru muskającego mnie po twarzy i suchych od podniecenia wargach; wspomnienie ultimatum, w którym w zamian za zgodę na samotną podróż, zgodziłem się podpisać papier w którym nie zgadzam się na pobranie moich narządów w razie śmierci (motywujące).

Ale najbardziej dobitnie czułem nie szczęście i to, że staję się wolny, lecz strach.

Gdy wróciłem, nie było go jakiś czas; nie było stresu, nie było wspomnień i pamięci wyrzeczeń, których miałem mnóstwo, by stać się tym, kim dziś jestem.

Tak jak pisałem poprzednio, My, Przyjaciele, wsiadamy na motocykle, w pogoni za marzeniami. Tym chwilowym marzeniem może być przybicie piątki przyjacielowi i ponarzekanie na kobiety pijąc kawę w jakiejś knajpie, może nim być wysikanie się paląc papierosa na trawę rosnącą koło pustej drogi, może nim być również jazda z zamkniętą szybką i zmrużonymi, nie mrugającymi prawie że oczyma podczas ogromnej ulewy. Inni mogą się zastanawiać, czy pokłóciłeś się właśnie z kimś bliskim, i jest to najgorszy dzień w Twoim życiu, czy może wariujesz ze szczęścia jadąc do swojej prawdziwej, jedynej miłości, którą być może zobaczysz jutro po raz pierwszy.

Przyznaję się – czasami siedzę okrakiem pośrodku ulicy na swoim dużym już, rytmicznie dudniącym motocyklu, zamykając powoli szybkę zasłaniającą mi uśmiechające się oczy i lekko przyprószoną zarostem twarz, pamiętając o tamtym gówniarzu, który zamykał w taki sam sposób szybkę; który nie przyznawał się że uciekał. Pamiętam jednak dlaczego to robił: tęsknił jak ja dziś za tym chwilowym spokojem ducha, bardzo spokojnie bijącym sercem, i dosłownie czystym umysłem –  za szczerym, pełnym szczęściem.

Dziś już mniej o  tym myślę. Ale nie zapominam.

Kliknij, aby pominąć reklamy

 

AUTOR: Wilk

Niespełniony poeta, autor książki 'Catch her in the rye' , niepoprawny podróżnik i nałogowy motocyklista - ale prawie szczęśliwy człowiek. wiilk.blogspot.com

Komentarze: 1

  1. Czuc ze pisane z wnetrza od serducha. Zgodze sie z tym ze nic nie moze dac takiej wolnosci jak moto. A jak mnie ktos zapytal dlaczego go kupilem uswiadomilem sobie ze w ciagu tych 3 lat bylo tylko zaledwie kilka dni w ktorych bylem naprawde szczesliwy i czulem ze to pasja a nie tylko srodek dojazdu do pracy ale dla tych kilku chwil warto zyc. props za ten tekst i czekam na wiecej

Dodaj komentarz

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
152 zapytań w 1,034 sek