Po spektakularnej potrójnej kraksie w niedzielnym wyścigu MotoGP w Jerez fabryczny zawodnik Hondy Dani Pedrosa udał się do Dyrekcji Wyścigowej, żeby porozmawiać o ewentualnych karach. „Zasłużyłem na więcej szacunku.” – podsumował As z zespołu Hondy.
Relacje zawodników biorących udział w feralnym wypadku można przeczytać w innym artykule: Potrójna kraksa z perspektywy Dovizioso, Lorenzo i Pedrosy
Całe nieszczęśliwe zdarzenie miało miejsce na siedemnastym okrążeniu wyścigu MotoGP. Andrea Dovizioso zahamował późno, a Jorge Lorenzo pojechał typową dla siebie szeroką linią. Powstałą lukę natychmiast wypełnił Dani Pedrosa, w którego uderzył Majorczyk. W wyniku kolizji Pedrosa został katapultowany z siodła swojego motocykla, a Lorenzo mimowolnie wjechał w swojego kolegę zespołowego jadącego po zewnętrznej. Wszyscy trzej zakończyli wyścig w żwirowej pułapce.
„Na końcu był już tylko wypadek, ale ten nie był groźny.” – powiedział nabrawszy już dystansu Dovizioso. „Dlatego nie mówię też, że Jorge i Dani powinni zostać ukarani. Mógłbym wywieźć z tej rundy 20 punktów, ale wracam do domu z zerowym dorobkiem, choć nie popełniłem żadnego błędu.”
To, czy Dyrekcja Wyścigowa powinna w tym konkretnym przypadku wyciągnąć wobec zawodników jakieś konsekwencje, było tematem gorących dyskusji na łamach naszego portalu.
Dovizioso kontynuował: „Po Argentynie szefostwo wyścigów powiedziało nam, że w przyszłości będą bardziej restrykcyjni. Kara byłaby czymś o wiele za dużym. W takiej sytuacji zawsze jest trudno podjąć właściwą decyzję. To co zrobili (Lorenzo i Pedrosa) nie było przekroczeniem granic. Ukaranie Daniego i Jorge byłoby nie w porządku. Tak czy owak różnie można postrzegać tę sytuację.”
„Zaliczyłem potężny upadek, który został zakwalifikowany jako incydent wyścigowy.” – stwierdza Pedrosa. „Naturalnie to był incydent wyścigowy. Poszedłem do Dyrekcji Wyścigowej, żeby zrozumieć ich decyzję. W Argentynie kolizja Rossiego i Márqueza nie została sklasyfikowana w ten sam sposób, ale kolizja ze mną i Zarco już tak.”
„Przez błąd Zarco musiałem zrobić trochę miejsca i zaliczyłem wysiadkę, po której wylądowałem w szpitalu. Tym razem Lorenzo mnie nie widział, nie rozglądał się lub nie spodziewał się mnie. Ale wyprostował motocykl i zderzyliśmy się. Znowu zostałem wyrzucony z siodła motocykla i znowu zakwalifikowano to jako incydent wyścigowy. Chcę w końcu zrozumieć, o co w tym chodzi i jak Dyrekcja ocenia takie sytuacje.”
„Nie można tego tak po prostu zostawić. Wielu innych zawodników na nas patrzy i bierze z nas przykład. To była potrójna kraksa i jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Zapytałem więc Dyrekcji Wyścigowej, jak ocenią ten wypadek. Wyłożyłem im swoje racje: jechałem wewnętrzną linią i jechałem poprawnie. Lorenzo był na zewnętrznej i po swoim błędzie wracał na idealną linię przejazdu. Kto więc miał pierwszeństwo? Zawodnik po wewnętrznej, czy na zewnętrznej linii? Powiedzieli mi, że zawodnik po wewnętrznej.”
„Zapytałem więc, czyj był to błąd. Dostałem odpowiedź, że decyzja już zapadła. Dodali, że jeśli się z nią nie zgadzam, to mogę się od niej odwołać. Sądzę, że Jorge mógłby zostać ukarany i nie zgadzam się z werdyktem. Nie chcę jednak, żeby Jorge ukarano, lecz żeby ludzie w dyrekcji zrozumieli, co dzieje się na torze. Oni tego nie rozumieją – przede wszystkim nie zwracają na to uwagi.”
„Choć ledwie mogłem chodzić, pobiegłem do Dyrekcji Wyścigowej. Pan Mike Webb nie chciał brać udziału w zebraniu, choć był w pomieszczeniu obok. Zasłużyłem na więcej szacunku. Nie jestem zły, ale rozczarowany. Zrzucili winę na zawodników. Złożyłbym odwołanie, gdybym był przeciw Jorge. Ale nie, po prostu się z nimi nie zgadzam – to jest różnica.”
„Bardzo dokładnie wyjaśniłem co się stało. Nie mogę uczynić nic więcej. Miałem dwa potężne upadki i wylądowałem w szpitalu. Nikt nie zapytał mnie, jak było w Argentynie. Nikt po wyścigu nie podszedł do Jorge lub mnie i nie zapytał co się wydarzyło. Mimo to decyzja zapadła. Tak jak wspomniałem, Webb nie chciał wziąć udziału w zebraniu.”
Źródło: Speedweek.com; opracowanie własne
Dani – od początku też to tak widzę jak Ty, na pewno to teraz czytasz, lol :). Ale także nie mogę walić jak w bęben w Lorenzo z prostego powodu – Lorenzo przez pierwsze trzy wyścigi, a w wydaniu ekstremalnym w Austin był poniżany na torze agresją innych zawodników. Sam pisałem tu że Lorenzo wygląda na kompletnie zdemotywowanego i pokonanego, że w ogóle nie walczy. Historia w której Miller wyprzedza, w taki czy inny sposób Lorenzo, ten lamentuje i prawie podnosi ręce do góry żeby ukazać swoją wielką tragedię, ale przeszkadza mu w tym ośmieszające wyprzedzenie przez Espargaro była kropką nad i.
Dlatego – moim zdaniem – Lorenzo był tak kosmicznie zmotywowany do walki w Jerez, od początku wyścigu bardzo agresywnie przejeżdzał zakręty, dla mnie było to bardzo „nowe” w jego wydaniu. Kiedy dogonił go Dovi to ta agresja przybrała jeszcze na sile. Sytuacja krytyczna była już tylko skutkiem – Lorenzo chciał brutalnie wrócić na swój tor jazdy, tak jak robił to kilka razy wcześniej, ale tym razem nie do końca się udało ;). Sami jako kibice trochę wymusiliśmy na nim ten agresywniejszy styl jazdy :)
Daniel zlapal nerwa :)
Dlaczego ja wiedziałem że gdy dojechał do nich Dovi Jorguś go wytnie z toru.Wiedziałem byłem tego pewien Szkoda Daniego
A ten co tak lamentuje rany? ;d Niby chce wiedzieć, czemu to incydent wyścigowy, a już sobie Lorka jako winnego znalazł. Niech się odwoła i tyle! Najlepiej to się czyta o tym wypowiedź #99, rozsądnie gada i przynajmniej nie obwinia nikogo, jak Pedrosa czy Dovizioso, no i może Pan Mariusz ;p Tak ostatnio strasznie rozkminiają te kontakty na torze, niedługo zawodnicy będą sobie gęsiego jeździli lub będą się przepuszczać na torze jak dżentelmeni, hurrra będzie miło! ;xd
Kasia kup już sobie ten motocykl i skocz na tor :) ;) Wiem, że Dani Ci wadzi ale odsyłam do BoxRepsol, fajny blog, jak nie po hiszpańsku to może chociaż po angielsku. Tam nie ma lamentu. A tłumaczenia na polski cóż, wyglądają często różnie.
Haha Magda, no też już nie umiem się doczekać tej mojej 250R, w przerwach od szkoły pracuję ile mogę i już coraz bliżej jestem! ;p Na razie mam kupione butki moto, kominiarkę i rękawice, i tym się cieszę i przymierzam po 100 razy, a teraz szukam kombiaka właśnie ;xd
To nie jest tak, że Dani mi wadzi, nawet nie mogę powiedzieć, że go nie lubię, bo tak nie jest! Po prostu, lubię zawodników z agresywniejszym stylem jazdy i tak samo walczących, no i bardziej pyskatych, a #26 jest taki miły i zawsze w porządku, to nie moja bajka ;p Nie byłam na tym blogu jeszcze, postaram się zajrzeć, dzięki. Pozdrawiam! :)
Hehe zauważyłam. Zaraz po wyścigu na profilu BoxRepsol pojawiła się wypowiedź Dani’ego odnośnie sytuacji z wyścigu i żadnego lamentu tam nie było. Ja niestety jestem bardzo wyczulona na atakowanie go w ten sposób. Tak to za spokojny, a jak zaszaleje to też źle. Generalnie gość chciał po prostu uzyskać odpowiedź na kilka pytań bez wymuszania kar na kimkolwiek. Nie zauważyłam zarzucania, że jest mniej ważny niż MM czy szanowany niż Rossi. Miałam podobną sytuację, na szczęście bez większych konsekwencji ale koleżanka w ubiegłym sezonie opuściła tor z wieloodłamowym złamaniem obojczyka a pierwsze pytanie i tak było naturalne: ja czy on? Kto zawinił…
W każdym razie uważam, że Dyrekcja Szanowna powinna przynajmniej się pofatygować do zawodników, bo to nie była ani normalna ani delikatna sytuacja. Nie pierwsza w tym sezonie. Świetnie się ogląda z roku na rok coraz bardziej agresywną jazdę w każdej klasie tym bardziej oni odpowiedzialni za bezpieczeństwo tych chłopaków powinni chcieć wiedzieć jak najwięcej o zagrożeniach.
Tymczasem polecam Box, bo oprócz Dani’ego jest tam Twój (jak i mój ;) ) MM, wywiady, ciekawostki i fan zone.
Ps. powodzenia w spełnianiu marzeń i więcej cierpliwości do Małego Samuraja ;)
k@sia90 – jeśli mogę, to proszę Cię przemyśl zakup motocykla o tak małej mocy i pojemności. Zobaczysz jak szybko zacznie Ci tej mocy brakować. To naprawdę taka zabaweczka a nie motocykl. Radzę Ci kup coś o większej pojemności – wtedy dopiero zrozumiesz frajdę jaką daje motocykl. Te 250-tki są może i fajne dla szkół nauki jazdy ale to takie popierdółki a nie motocykle. Zobaczysz – wspomnisz moje słowa mimo że teraz się z nimi nie zgadzasz :-))
@kasiakowalska – niby mało mocy, ale gdzie większym jeździć? Sam rozważam zakup i to jeszcze mniejszej (bo pierwszej) maszyny: 125-tki.
Polerst – docenisz to gdy pojedziesz motorsem w trasę ( i to najlepiej za granicę) z bagażem i w dwie osoby. A poza tym to nie jest tak, że „gdzie tym większym jeździć” – odpowiem – WSZĘDZIE !!!! Większa moc – większa frajda. Nie wiem jak Ci to inaczej powiedzieć ale proszę musisz mi uwierzyć. Ja mam CBR 1000 F i powiem Ci że moc ok. 140 KM zaczyna mi już nie wystarczać i mocno rozglądam się za mocniejszym sprzętem (marzę o Hayce).
Kasiu, w perspektywie takiej, że w pobliżu mam (i to nie takim bliskim 50 km) jedynie Tor Łódź (na który wjazd pewnie też jest tylko w jakichś określonych porach i koszta pewnie też tego nie są zbyt małe, to działa dość zniechęcająco na mnie. Po ulicy jeździć to też trochę strach – już pomijając prędkość, czy to będzie 50km/h czy 100km/h – błąd może nie być ze strony motocyklisty. Sam Kosa mówił na antenie Eurosportu, że po ulicy nie jeździ motocyklem, bo jest strach.
Wieaz polerst z drugiej strony będziesz szedł chodnikiem i moze Cię zaatakować spadająca z jakiegoś okna doniczka :-))) Ja tam jeżdże bo życie trzeba przeżyć a nie przewegetować :-)))
Oczywiście, ale pamiętajmy, że jednak prawdopodobieństwa tych dwóch zdarzeń są zupełnie różne :D
ja nadal myślę nad zakupem 125-ki, szczególnie, że tylko na taką mam prawa (kat. B – co najmniej 3 lata), problem w tym, że na nową mnie nie stać/nie opłaca się wręcz, a używaną 125-kę kupować to jak kota w worku, szczególnie, gdy nie ma się pojęcia o budowie takiego motocykla
polerst – zrób jak chcesz ale pamiętaj – ostrzegałam :-))
Ja zaś dopiszę że najgorsze na ulicy, szczególnie poza miastem, jest być wyprzedzanym przez duże auta, do tirów włącznie. Jak wyprzedza Cię taki Tir przy chocby niewielkim wiaterku – to masz ekstremalne przeżycia i bardzo szybko zrezygnujesz z jezdzenia po takich drogach. Kłopot w tym że 125-tki mają prędkości przelotowe w okolicach 80kmh, więc notorycznie będziesz doganiany przez takie ciężarówy.
Jeżeli już musisz 125-tkę to szukaj mocnej, ale wtedy będzie tak jak sam piszesz – może być tak że za mocną 125-tkę, która będzie miała o 2KM więcej zapłacisz więcej niż za porządny stabilny i wystarczająco mocny motocykl o wyższej pojemności. Są takie „mocniejsze”, np. junak rs 125 z chłodnicą, cb125R, aprilie. Co do kupowania to nie przesadzaj – po prostu zorientuj się najpierw z jakim sprzedawcą masz do czynienia – jeżeli to nastoletni młody koleś to masz ogromne szanse na różne dłubanki w silniku, a jak ktoś starszy wiekiem to masz duże szanse na kogoś kto też miał ochotę pojeździć sobie 125-tką na kat B.
Nawet taka 125 dużo Cię nauczy – np. tego że nawet jak masz pierwszeństwo to go nie masz :). Albo że kamyczki na drodze mogą Cię położyć na asfalcie w mgnieniu oka. I takie tam podobne :)
Dzięki za rady Mariusz :) z pewnością, nawet gdybym miał prawo A2 czy A, chciałbym zacząć od 125-ki, raczej po autostradach nie zamierzam jeździć, własnie największy problem to znaleźć dobre miejsce do jeżdżenia – bo jak sam mówisz, tam gdzie jest pierwszeństwo, motocykl często go nie ma… :/
No i oczywiście kupno motocykla, a przy okazji kasku, jakiegoś stroju ochronnego, ubezpieczenia. Szczególnie z tym motocyklem może być problem.
Dzięki Magda! :) I rozumiem, o co chodziło Pedrosie, tylko nie musi się tak rozczulać nad sobą, to twardy gość, tyle gleb przeżył i dalej się ściga! ;p Tylko z tą cierpliwością u mnie ciężko! ;xd
Kasia Kowalska dzięki za radę i chyba z niej skorzystam! No zastanawiam się już od dawna nad pojemnością mojego moto ;p Ostatnio wielu znajomych na moto mówi mi, że ta 250R po pół roku mi się znudzi, bo za mała jest! ;d Tym bardziej, że mam prawko A i mogę latać wszystkim ;xd Ale na początek chciałabym moto, które mnie nauczy jeździć ;p Ale teraz sobie szukam wszystko i opinie np. o takich motocyklach jak CBR 600 lub Suzuki SV 650, a może nawet jakaś Ninja w tym zakresie i zobaczymy co będzie ;) Najgorsze tylko, że będę musiała dozbierać jeszcze więcej kasy i troszkę się wszystko opóźni! ;p
@polerst ja jeżdżę na motocyklu jakieś 7 lat. Powiem Ci, że oczywiście jeżdżąc na motocyklu myślę na dużo więcej ruchów do przodu niż samochodem ale chyba nigdy nie miałem jakiejś groźnej sytuacji na drodze. Charakterystyka motocykla jest turystyczna, wręcz klasyczna i rzadko przekraczam 80 na godzinę. Inna sprawa, że nie jeżdżę po tak dużym mieście jak Łódź i raczej przejeżdżam tylko miasta by znaleźć się na trasie. Ale sądzę, że jeśli sam zachowasz zdrowy rozsądek to ryzyko mocno maleje.
@kasiakowalska wszystko zależy od tego do czego motocykl ma służyć. Pewnie tutaj przeważa sportowe podejście ale nie jest to jedyna droga. Oczywiście do szybkiego przemierzenia autostrady Twoja CBRka będzie jak znalazł ale na jakichś lokalnych drogach słabszej jakości, które nieraz bywają ciekawsze nic Ci po tych koniach.
k@sia90 – gratuluję rozsądku. A z motocykli które wymieniłaś Twój wybór powinien być tylko jeden – HONDA. Jeśli nie masz zbyt dużo hajsu na mechaników to kup Hondę – to bardzo dobry motocykl, który nawet ja mu nie zmienisz oleju, filtrów i świec przez 3 lata to i tak zapali, i tak Cię nie zawiedzie. Suzi SV650 czy Kawa Ninja są fajne ale do momentu gdy muszą udać się do mechanika (a często muszą zaglądać) i wtedy poczujesz pewien dyskomfort ekonomiczny :-)) Pamiętaj także moją radę – jeśli nie jesteś jeszcze zaprawiona w jazdach motocyklem to kup rzędówkę (Honda CBR600) a nie v-kę (SuziSV650). Rzędówkę lepiej się prowadzi nowicjuszom bo moc oddają w sposób dość płynny i w miarę łagodny – natomiast v-ki są znacznie ostrzejsze a zrozumiesz o czym mówię gdy przy prędkości 100-120 km/h będziesz składać się w zakręt który spokojnie pokonasz redukując prędkość do 90 km/h i w drugiej fazie pokonywania zakrętu (wyjścia) zaczniesz dodawać gaz – lekkie zapomnienie, roztargnienie czy zamyślenie się, lekki brak koncentracji a zdziwisz się co poczujesz gdy w v-ce zbyt mocno i szybko odkręcisz gaz w lekkim złożeniu. Poczujesz to nagłe szarpnięcie, atak mocy i zakołysanie motocykla. Wtedy zrozumiesz o co mi chodziło. Reasumując – idź w Hondę CBR600 bo mniej zawodna, świetnie się prowadzi, tania w eksploatacji, łatwiejsza w serwisie niż V-ka i pamiętaj, nawyki motocyklowe jakich nabierzesz jeżdżąc 600-tką będą o niebo lepsze od nawyków jakie zdobędziesz jeżdżąc 125-tką czy 250-tką.
Nie bierz też do serca tego co pisze ivar bo plecie bzdury. Wczoraj wyskoczyłam na Kaszuby, lokalne, czasami lepsze, czasami gorsze drogi wiejsko-leśne i było super choć moje moto waży grubo powyżej 250 kg i ma dość dobry moment obrotowy + ponad 130 kucyków jeździło mi się lekko, przyjemnie i komfortowo. Lepiej zaufaj mi niż ivarowi bo jeżdżę motorsem znacznie, znacznie dłużej niż ivar i miałam w tym okresie kilkanaście własnych motocykli a jeździłam jeszcze dodatkowo kilkoma które mi udostępniono. Ale oczywiście zrób jak chcesz – najważniejsze abyś kupiła moto a zobaczysz ilu poznasz nowych fajnych ludzi i jakie będziesz miała extra wspomnienia ze wspólnych wypadów. Powodzenia !!!!
W zalewie hurra-optymizmu i wielkich pojemności ja dopiszę że trudno mi wyobrazic sobie amatora uczącego się jezdzic na dużej pojemnosci… Ale czasy sie zmieniają więc moze i to się zmienia. Nie ma szans zrozumieć jak prowadzi się motocykl jeżeli nie nauczysz się zmieniać odpowiednio biegów, wykorzystywać zakresy obrotów, czuć podmuchy powietrza czy tak po prostu rozumieć czym jest prędkość i dlaczego nawet śmieszne 90kmh potrafi zabić. Trochę mi to przypomina jazdę samochodem z szybkim automatem i prawie 400KM pod maską – człowiek zapomina o tym że gdzieś tam jest silnik i skrzynia biegów, po prostu naciskasz dwa pedały.
Ale oczywiście nie przeginam w drugą stronę – czujesz się pewnie, umiesz zachowywać dystans i podejmować bezpieczne dla siebie decyzje na drodze to kupuj sobie większe moto, w sumie nieważne jakie, dziś wybór jest kosmiczny. 250 moim skromnym zdaniem to fajne moto na pierwsze – pozwala na to żeby płynnie poruszać się w ruchu drogowym, a jednoczesnie nie prowokuje do przesadzania. Ja skończyłem na 600, bo zbyt wielu motocyklistów ginie wokoło mnie na drogach i nieważne jest to czy jechali poprawnie czy nie. W zeszłym sezonie trzech, w najblizszej okolicy. Kilka dni temu w Wawie był wielki pogrzeb po wypadku dwóch motocykli (!!!!!)… To mój punkt widzenia – po pierwsze umiejętności, a reszta czyli sprzęt jest mało ważna.
Wiadomo, że wyższe pojemności wraz z rozwojem elektroniki, technologii są coraz łatwiejsze w prowadzeniu, ale póki co o innym motocyklu niż 125 nie myślę. Celuje w sportowe modele – tak jak wspomniałem, problem z kupnem. Macie jakieś rady, na co zwrócić uwagę, albo gdzie kupić używany model? Wiadomo, ze od młodego sprzedawcy – jak już było wspomniane – nie ma co kupować.
Tak w ogóle, na co zwracacie uwagę, wybierając trasę? Jest to jakaś wiejska kręta droga czy może proste drogi główne?
Ale ten młody sprzedawca to potencjalny Ty za kilka lat ;). Nie ma co generalizować – starszy gość może okazać się ignorantem, który nie wiedział, że łańcuch trzeba smarować albo cwaniakiem, który sprowadza rozbite motocykle, picuje je i sprzedaje jako bezwypadkowe. Rada jest jedna – jechać z mechanikiem motocyklowym, który zdejmie owiewki i popatrzy na bebechy. A że takich ludzi, którzy znają się na rzeczy jest mało, a jak są to są zarobieni to już inna sprawa :P Ewentualnie można podjechać do jakiegoś serwisu i za konkretną kwotę zrobią badanie motocykla. Sam nigdy z drugiej opcji nie korzystałem, ale chyba da się coś takiego zorganizować.
Polecam lekkie dzikie sm 125 w 2t (choć trafić na spoko sztuke z dokumentami i w rozsadnej cenie niestety nie lekko) :)
Jak już ładnie zeszliśmy z Pedrosy ;) przychylam się do @kasiakowalska
Moja pierwsza to CBR600 f4i, kupiona jeszcze przed zdobyciem uprawnień, idealna do nauki, wiele wybacza, a do tego nawet prawie 20 letni motocykl praktycznie nie wymaga wkładu (poza standardowym serwisem, typu płyny, napęd, opony). No chyba, że się kupi łupa. Ale warto popisać na forach i uśmiechnąć się do jakiegoś mechanika, żeby potowarzyszył przy zakupie. To akurat sport turystyk, ale zdarzało mi się śmignąć hajce, a i bez problemu litrowym nakedom. W mieście nie ma czego zarzucić, półka wyżej więc pozycja nie męczy, na trasie 110KM ładnie się zbiera i bez problemu jeżdżę nią nad Balaton (mój chłopak na litrowym gixie narzeka na dłuższe turystyczne trasy). A i jak nabierzesz umiejętności to na torze sobie poradzi. Dobrze się prowadzi przy 10 jak i 250. Nie za ciężka, nie za wysoka. Mimo, że jest określana jako bezbarwna, to na pierwsze moto, zwłaszcza jak masz kat. A nadaje się idealnie i po sezonie nie trzeba wymieniać na nową. Jest łagodniejsza niż r6 czy kawa, ale dzięki niej idzie się nauczyć i jazdy sportowej i turystycznej, a potem spokojnie robisz przesiadkę na 1000 i nie dostajesz nagle zawału ;)
Jeśli chodzi o 250 / 300 poj. to fajna sprawa jak wybierasz tor. Teraz jest coraz więcej możliwości pościgania się w open 300 amatorów. Ale znajomi takimi w trasy z nami nie jeżdżą ;)
Co do 125 to super pojemność… dla cross’a ;)
A ja polecam na początek szczególnie dziewczynie jakąś 500tke. Cb, gs itp. I nawet nie chodzi mi o moc i to że te sprzety dużo wybaczają, ale chociaż by o paciaki na parkingu gdzie moto trzeba utrzymać bo się przechylilo:) ja zaczynałem od 600tki ale żonie kupilismy gsa na rok czy dwa.
Inna sprawa to jesli ktoś nie czuję od początku moto to na takiej 600tce zdecydowanie dłużej mu sie zejdzie zeby nie jeździć na kwadratowo.
Tak jak go lubię tak niestety przykro mi jest czytać te jego wypowiedzi. Pojawia się tam coś w rodzaju żalu że jest mniej ważny niż MM czy VR. Przecież to kompletna bzdura. Niestety ale zgadzam się z Dyrekcją Wyścigów, że tegoroczne „incydenty” dotyczące DP to był zwykłe i wręcz klasyczne „incydenty wyścigowe” wynikające z czystej ale twardej walki na torze, bez żadnej celowej i zamierzonej winy kogokolwiek. Dani powinien zjeść snickersa i powrócić do koncentracji na następnych wyścigach. Nie lubię jak faceci się mazgają i obnoszą wszędzie swoje żale. Taki Zarco to jest gość, twardziel i świetny zawodnik. Nie lamentuje, nie marudzi, jeździ na czym mu dają i po prostu stara się z całych sił. Szkoda mi go dla tego KTM-a ale co zrobić może jeszcze los ułoży się tak że Zarco dostanie motocykl/ekipę na której wywalczy swoje MŚ MGP. To by było dopiero coś :-))
Może KTM to właśnie ekipa dla Zarco. Ma szanse zrobić coś of podstaw, nie przychodzi na gotowe. Ma dopiero 27 lat wiec czasu ma sporo żeby jeszcze coś osiągnąć w najwyższej klasie. Grunt, że nie robi z siebie popychadła i nie pcha się za wszelką cenę tam gdzie go nie chcą.
Zresztą nie wiadomo jak będzie się sprawował motocykl w jego rękach.
Poza tym nie wiadomo jaki jest prawdziwy potencjał KTM. Kalio, Smith i Pol Espargaro to nie są zawodnicy, którzy kiedykolwiek pokazali coś niesamowitego w MotoGP. Zarco przeciwnie, pokazał, że ma talent i swoimi wynikami przyćmiewał duet na fabrycznych Yamahach.
Musieliby we 3 na tych samych modelach jeździć żeby ich ocenić.
Zarco jest świetny ale nie przekreślałbym 46 i 25. Yamaha daje d..y. Koniec
Też bym ich nie skreślał, ale z oceną też nie jest tak łatwo, bo zależy jakie moto komu podpasuje.
To oczywiste, że każdemu coś innego może się spodobać – motocykl, tor, cokolwiek. Ale na tyle lat odkąd Smith i Pol Espargaro są w MotoGP nie pamiętam by mieli serię podiów, pole position, co Zarco już na swoim koncie ma. Kalio to inna sprawa. Ogólnie Smith i Espargaro a Zarco to jakby przeciwieństwa – ci pierwsi mieli okresy solidnej/słabej jazdy przeplatane lepszymi wynikami, ten drugi na odwrót – okresy solidnej/bardzo dobrej jazdy przeplatane gorszymi wynikami.
I nikogo nie skreślam – uważam, że każdy kto jeździ w MotoGP nie wypadł sroce spod ogona. A jak z Zarco na KTMie będzie – zobaczymy.
Oczywiście chodziło mi o porównanie Zarco, Rossiego i Vinialesa.
Dani mówi tylko, że chciałby jasnych zasad. Nie obwinia Jorge, tylko dziwi się, że wypadki czasami traktowane są jako incydent a na inne identyczne nakładane są kary ( chodzi mi o poprzedni wyścig). Chciałby po prostu wiedzieć kto popełnił błąd. Znając Pedrose gdyby dowiedział się, że to jednak on to w przyszłości na pewno odpuścił by i wpuścił Jorge przed siebie. I chodzi mu o to, że nikt z komisji nie chce z nim gadać i wyjaśnić jak zawodnicy mają zachowywać się w takich sytuacjach.
I tyle ja tu lamentu nie widzę. Nie widzę też ataku na Jorge, Dovi , Marka i Vale , a jedynie atak na komisje bezpieczeństwa.
Dovi też niezły, bo to jego błąd zapoczątkował wszystko, a twierdzi, że błędu nie popełnił.
Nie rozumiem, co ma błąd Doviego do tego, że Jorge uderzył w Daniego?
Właśnie też tego do końca nie rozumiem :) Kiedy doszło do incydentu, to Dovi był już szeroko na zewnętrznej i nie miał żadnego wpływu na to, co robią Lorenzo i Pedrosa.
Bezpośrednio nic nie ma. Ale patrząc na wydarzenia od tyłu:
1. Lorenzo ścina Dovizioso.
2. Lorenzo zderza się z Pedrosą. Pedrosa spada z motocykla.
3. Lorenzo zacieśniając zakręt by skontrować Dovizioso wchodzi na kurs kolizyjny z Pedrosą.
4. Lorenzo wyjeżdża dalej w zakręcie wywieziony przez manewr wyprzedzania Dovizioso.
5. Dovizioso przestrzela zakręt.
6. Dovizioso postanawia zaatakować.
Zaczęło się od manewru wyprzedzania przez Doviego. Podjął ryzyko, popełnił mały błąd, który spowodował serię niezależnych już od niego błędów i doszło do kraksy. Nie twierdzę tym samym, że to wszystko przez Dovizioso. Twierdzę jedynie, że i on w tamtym zakręcie RÓWNIEŻ popełnił błąd. Na samym początku.
Również nie twierdze, że to przez Dovizioso. Ale jego błąd czyli szerokie wyjechanie i wypchnięcie Lorenzo zapoczątkowało całą sytuację. gdyby nie przepałował zakrętu nie było by całego zamieszania. Każdy z nich przyczynił się po części do wypadku . Ale takie sytuacje się zdarzają i gdyby zawodnikom zakazać ostrzejszych wejść wyścigi były by nudne.
Chronologia się zgadza, natomiast ja mam wątpliwości czy w ogóle można łączyć te dwa zdarzenia w jeden incydent. Moim zdaniem nie można. Dovo nie blokował w żaden sposób powrotu Lorenzo na normalną linię przejazdu i ten mógł zrobić, co tylko chciał…
Szanuję Twoje wątpliwości jak i twierdzenie, że są to dwa osobne incydenty. Ja z kolei widzę to co się wydarzyło w tym jednym zakręcie jako całość. Tak jak napisałem poniżej – wszyscy trzej napalili się w niemal tym samym momencie i chcieli przechytrzyć siebie nawzajem. Tym razem wyszło pechowo.
Również uważam, że całe te zamieszanie zapoczątkował Dovi, który w samym zdarzeniu odegrał najmniejszą rolę. Z tym, że to On wymusił błąd u Lorenzo, ten się wystraszył, być może w ostatniej chwili podjął inną decyzję do pokonania zakrętu- jakkolwiek Hiszpan nie zareagował, wynikało to z pojawienia się Włocha po wewnętrznej, tuż przed składaniem się w zakręt. Gdyby nie ten fakt, Lorek złożyłby się w zakręt tak samo, jak na poprzednich okrążeniach. A że na tym polegają wyścigi… Incydent wyścigowy
Panowie, w ten sposób to można dojść do sędziego flagowego, bo to on potwierdził, ze zawodnicy są gotowi do startu. Przecież równie dobrze Jorge mógł przestrzelić hamowanie i wracać agresywnie na swoją linię – wtedy czyją winą byłby kontakt? To jest pytanie :)
Spodziewałem się, że dojdziemy do swego rodzaju „efektu motyla” :). To tylko moje zdanie, że to był jeden, ale złożony incydent, a argumenty za tym przemawiające są takie: wszystko dzieje się w jednym zakręcie, wszyscy trzej wykonują manewr wyprzedzania, każdy z nich robiąc to z dużą dozą ryzyka. Jestem przekonany, że gdyby było ich tam dwóch, a nie trzech to dzisiaj nie mielibyśmy o czym dyskutować, a jeśli nawet doszłoby do kontaktu/kraksy to sytuacja byłaby dużo prostsza w interpretacji.
Czy naprawdę myślenie logiczne jest takie trudne? Dovi NIE MA ŻADNEGO ZWIĄZKU Z WYPADKIEM. Nie ma żadnego znaczenia, że wcześniej wywiózł JL, którego to zakichanym obowiązkiem było sprawdzić, czy wracając na linię wyścigową nie wpadnie na kogoś. A nawet gdyby sprawdzać nie musiał i miałby pierwszeństwo, a Pedrosę uznano by za winnego, to nadal Dovicioso NIE MA ŻADNEGO ZWIĄZKU z wypadkiem. Czy naprawdę tak trudno pojąć prostą rzecz?
Jeśli nie rozumiesz takich oczywistych rzeczy, to poszukaj analogii w życiu codziennym. Jeśli przez babę, która np. zajęła rano łazienkę i nie mogłeś się ogolić, jedziesz spóźniony do pracy, przez nieuwagę masz jakiś wypadek… to nadal będziesz winił babę? Nie! Wina jest wyłącznie Twoja.
Fakt, że jakiś przebieg zdarzeń jest ich bezpośrednim ciągiem, nie oznacza od razu, że wszyscy w nim uczestniczący są automatycznie odpowiedzialni za finał…
Nikt nie twierdzi, że Dovi ponosi odpowiedzialność za kraksę, ani my, ani zawodnicy, ani dyrekcja wyścigowa. Sęk w tym, że Włoch wywiózł Lorenzo, co spowodowało efekt domina. Może i Jorge mógł się lepiej zachować, ale nam się łatwo tak mówi, a w ferworze walki, po dekoncentracji, jest normalne, że nie robisz wszystkiego racjonalnie. Zrozum to Ty, że gdyby nie było tam Włocha, gdyby nie przypuściłby ataku na Jorge, to by całej dyskusji tutaj nie było. To nawet nie jest gdybanie, bo prawdopodobieństwo, że wszystko w tym zakręcie dobrze by przebiegło dochodzi do jedynki. Gdybać to można, co by było, gdyby atak Andrei był skuteczny, gdyby udałoby mu się przykleić do wewnętrznej i wyjść z zakrętu na 2giej pozycji w wyścigu
Vandeur, twoje porownanie jest nietrafione bo tak to porównać by mozna było gdyby dovi go zdenerwował zakręt wczesniej. Tu bardziej pasuje ze baba jadąc z tobą w samochodzie nagle pokazuje ci cycki a ty walisz w kogoś:) niby nie jej bo ty powinieneś się upewnić że wszystko ok :)
Widzę w tym coś w rodzaju wyścigowej „karmy”. Wszyscy z tej trójki mają w sobie coś takiego, że kiedy brakuje im tempa to generują tego typu sytuacje na torze. To już kolejny raz kiedy Dovizioso nie mogąc skutecznie wyprzedzić lub zostawić skutecznie w tyle zostaje ściągnięty przez kogoś jadącego z tyłu. To już kolejny raz, kiedy Pedrosa próbując jechać agresywnie kończy poza torem (najczęściej nie ze swojej winy). To już kolejny raz, kiedy Lorenzo nie mając tempa by uciec grupie pościgowej gubi się w ferworze walki i albo spada o kilka pozycji na jednym okrążeniu, albo wypada poza tor. Kiedy widziałem ich jadących w grupie przyszło mi do głowy, że jadą ze sobą już za długo i to się może źle skończyć. Wcale nie byłem zadowolony kiedy moje przeczucia się potwierdziły.
Nie rozumiem tego szukania „kto bardziej zawinił”. Przecież wszyscy trzej podjęli ryzyko i gdyby okoliczności im sprzyjały to byliby ze swoich ryzykownych manewrów dumni jak cholera. Dovizioso bo udałoby mu się wyprzedzić Lorenzo. Lorenzo bo udałoby mu się przechytrzyć Doviego i zatrzymać go za plecami. Pedrosa bo w jednym zakręcie wyprzedziłby dwóch zawodników. A tymczasem nici z tego, wszyscy zaryzykowali, nikt nie zyskał. Zgadzam się z dyrekcją wyścigu, która zaklasyfikowała to jako incydent wyścigowy.
Oczywiście z werdyktem dyrekcji pełna zgoda ale Dani w jednym ma rację – wypadałoby aby po wyścigu ktoś z dyrekcji spytał zawodników jak to wyglądało z ich perspektywy zwłaszcza jeśli jest to tak niecodzienny karambol.
Popieram!!
Ostatnimi czasy wszyscy przeginaja.daje się zauważyć ogólny brak szacunku zawodnika do oponentów.rozumiem Daniego.Lorenzo wiedział że jest za nim,wiedział też że popełnił błąd wyjeżdżając za szeroko,powinien przewidzieć że zawodnik za nim spróbuje to wykorzystac.chyba że jest idiota.zreszta wszyscy ostatnio zachowują się jak idioci.dlaczego?bo biorą przykład z Marqueza.oby nie musiała wydarzyć się jakaś tragedia a’la MS58 żeby im głowy ochlodzilo.
Dani ma racje Jechał swoją wewnętrzną linią i tyle Myśle że winny jest Lorenzo bo powinien mieć świadomość że wracając na naturalną li nie przejazdu motocykli może się z kimś zderzyć
Podobnie było z MM i VR kiedy VR żle ocenił sytuacje i wjechał w MM któy trzymał się wewnętrznej Ale wtedy był wielki BUUM bo to przecież legenda moto nie to co Pedrosa
Zresztą każdy może to spokojnie obejrzeć w klatka po klatce i na spokojnie każdy ruch każdy ułamek sekundy i po swojemu to zinterpretować
Trzeba swoje poglądy w tym przypadku opierać na faktach a nie swojego widzimi się czy domysłach naginając rzeczywistość udawając maga czarując na forum
Wow!
Poszłem, tak poszłem, bo miałem blisko (gdybym miał daleko, to bym powiedział, że poszedłem), po wino- pewnie dla towarzyszki (I lowjuEla) Bieńkowskiej – tanie, więc from Valley named: gleborzut , pryta, jabcok, kwas, siara, a tu rozpętała się taka semiotyczna walka!
Żałuję, że nie poszedłem, na dłuższy spacer…wrzućmy na luz Bracia i Siostry.
@Paweł Krupka
„Chronologia się zgadza, natomiast ja mam wątpliwości czy w ogóle można łączyć te dwa zdarzenia w jeden incydent. Moim zdaniem nie można. Dovo nie blokował w żaden sposób powrotu Lorenzo na normalną linię przejazdu i ten mógł zrobić, co tylko chciał…”
Jeżeli Pan Paweł, tak uważa to dlaczego zatytułował swój wcześniejszy artykuł tak:
GP Hiszpanii: Marquez komfortowo wygrywa. Domino w walce o podium!
https://motogp.pl/motogp/gp-hiszpanii-marquez-komfortowo-wygrywa-domino-w-walce-o-podium/84131/
Czyżby wyłącznie w celu wywołania dyskusji, by ilość kliknięć (poczytność wortalu) zwiększyć?
Wszak w Dominie własnie PIERWSZA kostka najważniejsza jest ;)
@elektrycerz To akurat proste: Z przebiegu zdarzeń – pierwsza kostka: PED, druga: LOR, trzecia: DOV :) I taka też była kolejność zderzania się.
No jaki miał wpływ Dovizioso na to, jaki tor jazdy obiorą LOR i PED? Absolutnie żadną. Uważam, że jeżeli zawodnik B może po błędzie innego zawodnika A swobodnie wybierać to, co może zrobić – i wybierze źle, to w tym zdarzeniu nie ma winy zawodnika A. Dlatego traktuję to co zrobił DOV jako osobny incydent.
Co do zarzutu o klikalność – to jak widzisz, nie ma rozbieżności w mojej argumentacji, aczkolwiek porównywanie wpisów z różnych okresów nie zawsze się sprawdza, wszak do pewnych wniosków dochodzi się z czasem :) I nie jest wykluczone, że jeśli jakaś mądra głowa wyjaśni mi ten incydent, w kontekście obowiązujących przepisów, to zmienię zdanie. Ale na razie nikt mnie nie przekonał :D
Tak, zakładając, że Domino to sekwencja przewrotek i TYLKO przewrotek (zderzenia jak w klasycznej mechanice kręgli) to jest to w zasadzie smotłumacząca się konstrukcja interpretacyjna, i w takim wąskim ujęciu tego incydentu w pełni się zgadzam….Ja jednak widzę to Domino również z szerszej perspektywy i dlatego nie traktuję przestrzelonego hamowania AD04 jako coś osobnego (osobny incydent)
Dlaczego tak uważam?
Jaki wpływ miał AD04 na to, jaki tor wybiorą LOR i PED?
Na Lorenzo bezpośredni, bo wywiezienie LOR przez przestrzelone hamowanie zawęziło pole możliwych (a nie dowolnych!) decyzji LOR do:
początkowo wyjechania również szeroko by uniknąć kontaktu/przewrotki, potem decydowania, pomiędzy bezpiecznym włączaniem się do ruchu albo ryzykownym szybkim powrotem na linię wyścigową. Obie te potencjalne decyzje były wymuszone przez Doviego (nie byłoby o nich mowy gdyby nie błąd AD04, LOR po prostu zareagował w jeden z dwóch najbardziej prawdopodobnych sposobów na stworzone przez AD04 nowe okoliczności w danym miejscu, w danym czasie).
Na PED, tylko pośredni.
Niemniej, klocek Domina Pedrosa mógł się znaleźć w danym czasie i miejscu na torze (w miejscu na chwilę przed kontaktem z Lorenzo po podjęciu przez LOR decyzji o ryzykownym (w ciemno) powrocie na linię wyścigową) tylko dlatego, że zrobiło się tam puste miejsce, którego by nie było, gdyby 3 panowie grzecznie pojechali optymalną linią. Pedrosa musiałby wtedy pojechać wprawdzie bardzo podobną linią ale nieco wolniej, skupiając się na tym, by utrzymując się możliwie blisko nie wjechać w tylne koło Lorenzo, jadącego przed nim w zakręcie (jego głowa byłaby zajęta takim procesowaniem danych i nie zaświtałaby myśl, by wykorzystać szeroki wyjazd dwóch zawodników ducati). Gdyby tak się stało, nie było ani wąsko rozumianego przez Ciebie Domina ani szeroko rozumianego przeze mnie…po prostu wszyscy pojechaliby dalej jeden za drugim jak zrobili to okrążenie wcześniej.
Uważam też, że swoboda decyzji wszystkich wymienionych kierowców była również ograniczona przez ich wyścigowy mindset (tego dnia). Incydent ów „wisiał w powietrzu” (przy takim układzie na torze, jaki zaistniał) z tego powodu, że wszyscy trzej czuli się bardzo mocno, choć z innych powodów.
Dovi, w końcu ogarnął tempo na wyścig w Niedzielę i wiedział, że może walczyć może nawet nawet o zwycięstwo a jadący przed nim odrobinę wolniejszy w zakręcie Lorenzo irytował go (Przypominam, co powiedział Marquez po wyścigu, że wyprzedzenie JL było niemal niemożliwe tak głęboko hamował (sic!)). Pedrosa był jedynym, którego realnie obawiał się Marquez (w walce o zwycięstwo, w fazie wyścigu bezpośrednio poprzedzającej incydent) i Dani o tym wiedział znając swoje świetne tempo. Lorek wreszcie błysną nie tylko tempem na 1 kółku, ale równym solidnym przez cały wyścig i czuł, że podium jest w zasięgu na torze, który bardzo lubi.
Takie nastawienie powoduje, że podejmujesz bardziej ryzykowne decyzje, bo czujesz, że masz lekki zapas i pewność siebie. I znowu, nie twierdzę, że mindset AD04, JL99 i DP26 był przyczyną Incydentu (to byłoby absurdalne twierdzenie). Zwracam tylko uwagę, ze ten czynnik nie był bez znaczenia.
Pojawiły się tez w dyskusji analogie o babie, goleniu generalnie wykpiwające tak zwany efekt motyla ;). Ależ oczywiście, że jeśli żona wyprowadzi cię z równowagi gdy jedziecie samochodem i nie panując w pełni nad nerwami (słabsza koncentracja, rozkojarzenie itd) wjedziesz w dupę poprzedzającego samochodu, to Policjant nie będzie miał wątpliwości, że to Twoja wina (kierowcy) a nie żony. To jest oczywiste, ale…doskonale wiemy ze żona zawęziła swoim zachowaniem możliwości decyzyjne męża poprzez chwilowe obniżenie jego sprawności psychomotorycznej i w porządku dynamiki procesu była istotna zmienną.
[korekta]”blisko nie wjechać w tylne koło Lorenzo,” = powinno być tylne koło Doviziozo oczywiście.
@Kasia Kowalska
Polecanie jako pierwszy motocykl cebry 600 to jest jak proszenie się o tragedie, niech sobie dziewczyna kupi cebule czy er5 a nie sportowa 600 na pierwszy motor. Proponuje trochę pobudzić wyobraźnię.
Chyba, że jest się z tych miszczów prostej i gazowanie pod MCdonaldem.
Za duży i mocny motocykl to cała masa problemów
I jeszcze jedno gwarantuje Ci Kasia, że nie wykorzystujesz nawet 60% możliwości tej CBR 1000F bo to jest nie możliwe na publicznej drodze (chyba, że śmigasz na torze w co wątpię)
PS. czytając te wasze RADY, żeby dziewczyna na pierwsze moto kupiła sobie CBR600 nie mogłem nie założyć konta, żeby tego nie skomentować, a fanem cyklu mistrzostw świata i stałym czytelnikiem strony jestem już lata.
Pozdrawiam
@kyewski Jazda na motocyklu (co mało kto chce przyznać, bo przecież to jest na zewnątrz takie tylko super i fajne) to ogólnie cała masa problemów, dylematów i kompromisów jakich w ogóle się nie brało pod uwagę przed zakupem motocykla. A dylemat jaką pojemność wybrać to dopiero początek, bo każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety. Osobiście jestem zdania, że lepiej jest zacząć od motocykla o pojemności 250, ewentualnie 125, głównie z jednego względu – jeśli chce się świadomie używać narzędzia jakim jest motocykl to łatwiej się tego nauczyć zaczynając od czegoś mniejszego. Na zasadzie – lepiej umieć wykorzystać 80-100% możliwości 125tki niż jeździć na 25-50% motocyklem o większej pojemności. Ogólnie – temat rzeka.
@polerst Według mnie kupno używanego motocykla to i tak ból zębów, niezależnie od pojemności motocykla.
@krocket
Oczywiście, że powinno się zaczynać od czegoś mniejszego, żeby wsiąść na sportowy motocykl (chodzi nie tylko o moc, ale też o pozycje) powinno się mieć i porządną technikę jazdy oraz wyrobione nawyki (a to się zdobywa z przejechanymi km = doświadczenie)
Gwarantuje, że kupując jako pierwsze moto CBR 600 ta Pani nie nauczy się poprawnie jeździć. Mało widzi się po trasach typów co zakręt jedzie na kwadratowo a na wyjściu odcina => hamowanie => kwadrat => odcina? To są osoby co im wstyd było kupić 250 / 500 pojemność, tylko od razu sport.
A jeśli chodzi o jazdę w zakręcie, to nie robi się tak, jak pisze Kasia, że dodaje się gazu na wyjściu – tylko już od momentu wejścia w zakręt bo:
– mamy dociążony bardziej tył
– mamy większą kontrole i przewidywalność motocykla
Mądrze gadacie. A jakie macie zdanie na temat spokojnych 600-tek pokroju ER-6 czy Monstera? Tam jest raptem 50-70KM. Jak ktoś prawko zdał, to znaczy, że już ogarnia taki sprzęt – w sensie, że w miarę panuje nad nim, a nie odwrotnie :)
W mojej ocenie to nie moc jest głównym problemem a masa i wymiary. Małym motocyklem po prostu łatwiej się skręca (nie tylko przez masę, ale też niewielki rozmiar opony) przez co łatwiej zrozumieć jak skręcać płynnie i poprawnie.
Większym motocyklem da się to też wszystko nauczyć, ale po pierwsze przychodzi to dużo trudniej (no chyba, że ktoś ma ponadprzeciętny talent do tego – ja nie mam, jestem motocyklowym wyrobnikiem), po drugie – nie ma gdzie to robić – bo większy motocykl potrzebuje więcej miejsca – a na mniejszym to z każdego parkingu można zrobić tor ćwiczeniowy. Jeśli ktoś chce poruszać się z punktu A do B i nie obchodzi go w ogóle czy robi to zgrabnie i zachowa spory margines bezpieczeństwa to może kupić właściwie dowolny motocykl. Jeśli ktoś chce podejść do tematu kompletnie to w mojej ocenie zaczynanie od mniejszej pojemności ma najwięcej sensu. No chyba, że ktoś ma całe mnóstwo czasu i tor pod nosem, to wówczas może od razu wskoczyć na coś większego.
Przejechane km = doświadczenie.
I w tym momencie przestałam czytać dalej ;)
A nie? To czym się zdobywa doświadczenie jak nie przejechanymi kilometrami? Czy to na ulicy, czy to na torze, czy na szkoleniu, czy jeżdżąc wokół komina czy po prostu jeżdżąc do pracy?
Jak napisałam poniżej, z całym szacunkiem, przejechane km to żadna miara doświadczenia. Jeśli jeździsz do pracy na kwadratowo, w piękne słoneczne dni, gdy asfalt osiąga 40st.
Podstawa to technika i rozum. Jak masz jedno i drugie, możesz zacząć nabijać km bez stwarzania ryzyka dla siebie i innych.
A wsiadając na 125 i jeżdżąc nią jak rowerem, to nawet 10 lat i 50tyś km nie sprawi, że przesiądziesz się na 600 i nie stworzysz zagrożenia.
A więc Panowie, piętnujecie wybór 600 na pierwsze moto, jakby to pojemność stanowiła o tym czy ktoś się nauczy jeździć, a wystarczy podejść do tematu z głową, torów jest coraz więcej, nawet tych kartingowych, gdzie i 600tką da się poćwiczyć, poza tym organizowane są co rusz szkolenia pod okiem profesjonalnych instruktorów, z których można skorzystać.
Reasumując, chcesz 600tkę, czujesz się na siłach, masz kategorię – bierz, ale skocz nią na szkolenie z doskonalenia, przejedź się na tor, a następnie nabijaj km na trasie :)
Polemizujesz ze mną argumentami, których sam użyłem :). Nigdzie nie napisałem, że nie da się nauczyć jeździć motocyklem o dużej pojemności, jedynie argumentowałem, że łatwiej i naturalniej przychodzi to zaczynając od mniejszych pojemności. Tylko tyle i wcale moc nie ma tutaj decydującego znaczenia.
Poza tym – żyjemy w realnym świecie, gdzie oprócz chęci są jeszcze pieniądze i możliwości. Takie szlifowanie swoich umiejętności zaraz po zakupie na torze pod okiem instruktorów to piękna sprawa i gratuluję Ci, że miałaś takie właśnie możliwości. Nie koloryzujmy jednak – znakomita większość motocyklistów zanim pojedzie na tor czy dodatkowe szkolenie będzie próbowała przełamywać pierwsze strachy właśnie na drodze (rozsądni wybierają jakiś mało uczęszczany odcinek drogi lub dobrze widoczny i szeroki zakręt) lub na jakimś parkingu. Nie każdy ma taki profesjonalny obiekt pod nosem, nie każdego na to stać (zwłaszcza jak pozbył się wszystkich oszczędności na zakup swojego pierwszego motocykla, a potem wyda jeszcze więcej na rzeczy, których w ogóle nie założył w początkowym budżecie ;)). Biorąc to pod uwagę to ekonomiczniej/bezpieczniej/wygodniej jest próbować od mniejszych pojemności, także dlatego, że pozwoli szybciej poczuć się pewniej na motocyklu, ewentualna gleba będzie mniej bolesna a co za tym idzie – pozwoli zaoszczędzić początkowej frustracji i zniechęcenia. Nie koloryzujmy też, że tych specjalnych obiektów jest aż tyle – w dalszym ciągu jest ich mało, a jazda po torze kartingowym w przypadku motocykla o dużej pojemności oznacza używanie od święta innego biegu niż pierwszy ;). Wkrótce też się okazuje, że szkolenia z techniki jazdy oraz bezpiecznej jazdy mają taką formułę, że przy dobrych chęciach można samemu szlifować to co się na tam nauczy na dowolnym placu/parkingu i każdy niech sobie sam odpowie, czy chce to robić 125tką, 250tką czy litrowym motocyklem.
Tak więc twierdzenie, że ktoś początkujący, który kupuje motocykl o dużej pojemności wybiera kilka szkoleń pod okiem doświadczonych instruktorów, nie jeździ po zwykłej drodze dopóki tych szkoleń nie zakończy to idea piękna, ale mało realistyczna i zapewne jest to promil wszystkich doświadczeń motocyklistów w Polsce, a i pewnie na świecie.
Poza tym – jest masa motocyklistów, którzy mają gdzieś technikę, jeżdżą każdym rodzajem motocykla, nie zaprzątują sobie głowy doskonaleniem umiejętności, mają na tyle instynktu samozachowawczego, że latami jeżdżą bezpiecznie po drogach, mają głęboko w poważaniu zamykanie opony. I tak też można.
Zdanie „A wsiadając na 125 i jeżdżąc nią jak rowerem, to nawet 10 lat i 50tyś km nie sprawi, że przesiądziesz się na 600 i nie stworzysz zagrożenia.” to trochę demagogia, bo to się nie uda w żaden sposób a stwarzanie zagrożenia ma nieskończenie wiele możliwości. A jasne jest, że świadome używanie motocykla to zdobywanie wiedzy, używanie jej, ćwiczenia i jednak nabijanie kolejnych kilometrów.
KRocket – niestety, mam tego świadomość. Natomiast nowe modele 125-tek kosztują w okolicach 10 tysięcy złotych… niestety na taki wydatek już za bardzo mnie nie stać ze swoich oszczędzanych pieniędzy :D
Szybki rzut oka w internetowe ogłoszenia i widzę, że niewiele się zmieniło – łatwiej chyba kupić motocykl o pojemności powyżej 500 niż 125/250… Poniżej 10 tysięcy są używane Kawasaki 250R, Hondy CBR 125/250 i Yamahy YZF-125, co do marek typu Romet nie mam zdania, ale może to fajne i solidne motocykle. Może jednak warto zastanowić się nad 250? Weź też pod uwagę, że oprócz kupna motocykla w grę wchodzą inne wydatki…
Niestety, póki co wchodzi tylko 125-ka (kat. B posiadana co najmniej 3 lata). Póki co wolę pójść do szkoły jazdy wykupić sobie określoną liczbę godzin, niż robić cały kurs A2 :D
Własnie mam świadomość, że pewnie cholernie drogie będzie ubezpieczenie. W dodatku kask, jakiś strój, godziny ze szkołą jazdy… i nie wiem co jeszcze nawet.
@kyewski – krótkie pytanie: jesteś motocyklistą praktykiem (jesli tak to z jak długą praktyką?) czy motocyklistą teoretykiem. Idąc bowiem Twoim tokiem rozumowania to moja mama która zrobiła prawo jazdy na jakimś Oplu Astrze czy czymś takim na pierwszy samochód wybrała Audi RS6 z ponad 4 litrowym silnikiem i mocy ponad 400 KM – jeździła nim 5 lat i ani jednego wypadku mimo że to naprawdę mocne i usportowione autko było. Więc nie rób z dziewczyn jakieś fujary bo naprawdę radzimy sobie motoryzacją nie gorzej od mężczyzn (jeśli nie lepiej). Te Twoje porównania do ” miszczów prostej i gazowania po McDonaldem” – nie obraź się ale są szczeniackie – współczuje Ci tych doświadczeń. W każdej motoryzacyjnej gałęzi czy to auto, czy motocykl, czy skuter drogowy lub wodny a nawet rower znajdziesz idiotów do których te Twoje „miszczowskie” wstawki będą pasowały. Ja wierzę w rozsądek kobiet i dlatego k@sia90 – kupuj 600-tkę i nie słuchaj tych wszystkich męskich „zdroworozsądkowych” rad. Dasz sobie radę i po jakimś czasie przyznasz mi rację. Trzymaj się dziewczyno i nie słuchaj „wujków dobra rada” :-))) Mówię Ci to jak kobieta-kobiecie.
@Kasia Kowalska jestem praktykiem jeśli Cię to interesuje, jeśli chodzi o miszczów to nie było personalne porównanie do kogokolwiek tylko stwierdzenie faktu który jest. Nigdzie nie stwierdziłem, że dana osoba sobie nie poradzi ze sportowa 600 na pierwsze moto, podałem tylko argumenty dlaczego uważa, że to zły pomysł. Ty radzisz kupić 600, tak samo ja moge to odradzać. Osobiście nie dbam o to czy ktoś kupi za mocne moto i się rozwali na drzewie zabierając trochę kory ze sobą, jego wybór, ale są także inni uczestnicy ruchu i myślę, że jak by Cię taka osoba dajmy na to jadąca za Tobą zabrała ze sobą na zakręcie to byś miała okazję do przemyśleń co do stosunku moc*masa i gabaryt/umiejętnosci.
@kyewski – jest taka piosenka Perfectu „Bla, bla ,bla” – daj już sobie spokój – plizzzzzz :-))
Ciekawe, że o technikę jazdy pytają jedynie ci, którzy zrobili prawo jazdy na motocykl lub ci, którzy na nich po prostu chcą jeździć. W przypadku samochodów nikt sobie tym nie zaprzątuje głowy, bo w końcu jak sama nazwa wskazuje – samochód sam chodzi…
@Paweł Krupka
Monstera to bym darował sobie na pierwsze moto, V2 co za tym idzie dość spory moment obrotowy już od dołu. Zresztą o tym wyżej pisała Kasia odnośnie SV 650.
Uważam, że ER-6 też jest za mocna na pierwsze moto, ale na pewno już lepiej niż maszyny typu R6, CBR 600 itp.
Ja zaczynałem od motorynek/komarków i WSK i jazdy podwórko/polne drogi/pola. Potem kupiłem starą cebule. Teraz mam od paru lat FZ6 i naprawdę jest tu dużo mocy i jeśli ktoś twierdzi, że ma 140KM i mu brakuje to wybacz. Zdarzało się mi pośmigać litrami i uważam, że to jest przerost formy nad treścią jeśli chodzi o jazdę po publicznych drogach (może 1-2% posiadaczy jeździ na tor). A uczucie jak koleś cie hamuje na winklach swoim litrem, po czym odjeżdża i na następnych zakrętach go łapiesz jest naprawdę przyjemne.
Zaczynałem zupełnie inaczej niż kolega @kyewski , bo od… Suzuki Bandit 600. W czasie kiedy chciałem kupić motocykl podaż motocykli o małej pojemności była mizerna, a te co były dostępne były dużo droższe od Bandita. Kupiłem Bandita bo myślałem, że motocykl będzie na dłużej i nie stać mnie na wymianę motocykla co 2-3 sezony z coraz większą pojemnością. Tak też było, przejeździłem na nim 6 sezonów, a mimo to dzisiaj wiem, że lepiej jest zaczynać od mniejszej pojemności, człowiek uczy się motocykla bardziej naturalnie, ma więcej czasu na reakcję i rozumienie tego co się dzieje. Dzisiaj mogę jedynie powiedzieć (po zmianie na inny motocykl, o jeszcze większej pojemności, a jakże!), że nauczyłem się jeździć w miarę poprawnie i w miarę bezpiecznie, ale nadrabianie zaległości jakich mogłem uniknąć ucząc się na motocyklu o mniejszej pojemności i oduczanie się złych nawyków zajęło mi sporo czasu.
I zgadzam się, moc 100KM to absolutnie wszystko co trzeba.
Zgadzam się, zaczynałem od CB750 SevenFifty i tez uważam, że to z uwagi na naukę był to błąd (trzeba był zakupić coś poniżej pół litra)… ale moje perypetie i wachania podyktowane były podobnymi dylematami. Teraz jeżdzżę CB 1300 (wersja na rynek brytyjski czyli kierownica po lewej strobie ;))i „wyciskam” z „angeliny” może 30% jej potencjału, a może i mniej. Ale i tak mam fun i już na tyle doświadczenia, by przejechać i po leśnym piasku bez gleby i po ulicznej miejskiej jungli bez stresu.
..oczywiście kierownica po prawej stronie ;)
Dlatego właśnie pisałem, że za duży i mocny bo to wszystko tworzy wyjątkowo nieprzystępny sprzęt do de facto nauki jazdy motocyklem (bo chyba nikt nie zakłada, że po 30 godzinach praktyki na kursie już nauka się zakończyła bo przecież zdałem egzamin)
Zgadzam się i z 'kyewski’ jak i z 'Paweł Krupka’
Uważam że jeden jest ogarnąć cbr-ke po ukończonym kursie a dla drugiego to nawet i 125-tka to jest za dużo której nigdy tak naprawde nie ogarnie bo to zależy od rozsądnego podejścia myślenia rozwagi i wiedzy – NA ILE MNIE STAĆ na ile i kiedy mogę sobie pozwolić
Pani Magda zdobywa doświadczenie w jeździe na motocyklu oglądając MotoGP. :) Jazda i nabijanie kolejnych kilometrów? Nie nie, tak się nie zdobywa doświadczenia…
Wiele rzeczy można usłyszeć, ale to to już zawiele
@kyewski Cyt. Twoje słowa: „Oczywiście, że powinno się zaczynać od czegoś mniejszego, żeby wsiąść na sportowy motocykl (chodzi nie tylko o moc, ale też o pozycje) powinno się mieć i porządną technikę jazdy oraz wyrobione nawyki (a to się zdobywa z przejechanymi km = doświadczenie).”
Ja tego nie napisałam :) :) :) Tylko Ty :)
Ps. Sprzed telewizora uciekam na drogi i tory, czasem przed, czasem po treningach, kwalifikacjach i wyścigach. Cenię sobie praktykę ale nie uważam, że przyglądanie się jeździe najlepszych jest czymś złym.
A przejechane km mają guzik wspólnego z doświadczeniem, jeśli powiela się złe nawyki, technikę i nie podnosi stale umiejętności :)
A więc, tego już za wiele proszę Pana ;)
@Magda ale bez przejechanych kilometrów niczego się nie nauczysz, ani nic nie poprawisz.
Amen
Pod warunkiem, że wiesz jak poprawnie technicznie jeździć i co poprawiać.
A tego km Ci nie powiedzą.
@magda – daj sobie już spokój z tą dyskusją z kyewskim – on będzie się upierał bo ON WIE LEPIEJ. Typowo samcze myślenie. Tak najlepiej kupić 50-tkę, przejechać nim 5 sezonów, potem 125 na kolejne 5 sezonów i wtedy już ostrożnie można się przymierzać do 250 i znowu 5 sezonów – także na 50 urodziny zafundujesz sobie pierwszego 1000-ka. Magda olej to męskie biadolenie – my kobiety jeździmy rozsądnie i nie pojemność ma na to wpływ tylko kobiecość :-)))
@Kasia_Kowalska jest też piosenka Coolers feat Norbi „wiem ze ciebie chce w te noc” :) Już skończyłem.
@kasiakowalska całe szczęście po pracy mam ciekawsze zajęcia niż siedzenie na kompie ;)
Biedny Pedrosa, znowu przyćmił go inny temat :)
Uważam, ze jeżeli się myśli i wyciąga wnioski w trakcie jazdy, to km to powiedzą. Dlatego też moim zdaniem nie powinno się zaczynać od sportów.
Przeczytałam wszystko, ale i tak nadal jestem za tym co mówią dziewczyny i się z nimi zgadzam! ;p Od początku napaliłam się na Ninja, ale teraz przeglądam te różne 600-tki, czytam o tych moto opinie innych i uwagi, muszę niedługo się zdecydować. Mam prawko A od roku, a po zdaniu, przez krotki czas jeździłam nawet trochę V-Strom 650, nie moim moto, ale tak na próbę.
Oczywiście, że nie mam doświadczenia i jak będę miała swoje moto, to będę to doświadczenie zbierała. Poza tym w Szczecinie na torze gokartowym są takie treningi motocyklowe, gdzie uczą jeździć, jak składać się w zakręty i jak je pokonywać… Zapisuję się tam! Nie mam zamiaru być mistrzem prostej, jak ktoś tutaj sobie wystrzelił, ani mistrzem na Chabówce, więc spoko!:/ Moto to moja pasja, kocham je i jeśli czuję się na siłach coś zrobić, to zawsze będę próbowała!! Jasne, że czuje respekt przed tymi maszynami i ich mocą i tak będzie zawsze! Ale gdybym bała się wszystkiego, gdybym bała się wyjeżdżać motocyklem na ulicę bo może coś się przytrafić, to nie byłabym chyba tu gdzie dziś jestem i nie spełniała swoich marzeń! ;p Pozdrawiam ;xd
P.S. Dzięki dziewczyny!:* :)
Ależ nikt nie próbuję Cię zniechęcić, wręcz przeciwnie, zwłaszcza, że jak piszesz, kochasz motocykle to z mojej strony możesz oczekiwać jedynie troski byś nie poczuła rozczarowania kiedy kupisz już są tą Ninję, a jazda na niej przez dłuższy czas nie będzie wyglądała jak z magazynów i portali motocyklowych, czyli z kolanem przy asfalcie ;) Nie mówiąc już o trudzie i znoju jazdy po normalnych drogach. Ale jak już podejmiesz decyzję i posmakujesz własnego motocykla to podziel się swoją opinią.
KRocket, ale ja nie dam się zniechęcić nigdy, bo latanie i własne moto, to moje marzenie od dawna! ;xd I dla mnie fajne jest też to, że spełnie je sobie sama, od kilku lat zbieram na to swoje pierwsze moto, pracując w wolnym czasie i na wakacjach ;p
Nie, nie będę rozczarowana, bo nie mam oczekiwań, to pasja, kocham to i chcę jeździć po prostu, ucząc się wszystkiego! :) Wiesz, z dużym terenowym autem sobie radzę, a prawko B mam dopiero od 2 lat, to i tego wyzwania na moto się nie boję i spróbuję nawet większą pojemność! ;d
A dziś dostałam od znajomego taki namiar na gościa, który za 4 stówki za dzień wynajmuje moto i nawet zawozi to moto na tor, jeśli jest ten sam track day i tym motocyklem jest własnie Ninja EX250R torówka ;xd Zastanawiam się własnie czy się nie skusić, zanim będę miała to swoje „maleństwo”, bo robią szkolenia też tam i takie inne rzeczy!? ;p Pozdr!