Home / MotoGP / Podsumowanie sezonu 2010 – Honda LCR

Podsumowanie sezonu 2010 – Honda LCR

Dziś nadszedł czas na zaprezentowanie kolejnej części naszego podsumowania sezonu 2010. Tym razem przypomnimy raz jeszcze jak wyglądał miniony cykl zmagań w wykonaniu teamu Honda LCR, w którego barwach ścigał się, z wyjątkiem jednego Grand Prix, Randy de Puniet.

Francuz jeszcze w listopadzie, niedługo po kończącej sezon 2009 rundzie o Grand Prix Walencji, przeszedł operację lewej kostki. Zabieg miał na celu usunięcie śrub z jego nogi, które wstawiono mu po wywrotce, którą zaliczył w sierpniu. To w żaden sposób nie utrudniło mu testów, które odbyły się w lutym bieżącego roku na torze Sepang. Łącznie w trakcie pierwszych dwóch dni prób na początku lutego w Malezji #14 zaliczył sto dziesięć okrążeń.

 

 „Te pierwsze jazdy na nowej maszynie były dla nas dość trudne. Co prawda maszyna wydaje się być dobrą, ale po kilku wyjazdach wyczułem w niej nieco nerwowości. Sporo pracy włożyliśmy w pracę nad ustawieniami elektroniki i zawieszenia, dzięki czemu od razu zacząłem spisywać się znacznie lepiej,” twierdził wówczas obecnie 29’latek z Maisons Laffitte, który pierwsze próby w 2010 roku zakończył na trzynastej lokacie.

 

Podczas kolejnych testów, które odbywały się kolejno w Malezji i Katarze, Francuz spisywał się jednak coraz lepiej. Poprawiał się z każdą sesją i coraz lepiej czuł się na nowej RC 212V. W trakcie prób na Sepang wraz z jego zespołem udało mu się znacznie poprawić ustawienia zawieszenia oraz rozłożenie masy. To sprawiło, iż tempo wyścigowe było bardzo dobre, a w ogólnej klasyfikacji mógłby on być nawet wyżej niż jedenasty, gdyby nie brak świeżych kompletów opon.

 

Na obiekcie Losail odbyły się z kolei ostatnie próby przed sezonem 2010. Na samym początku miał on tam problemy ze skurczami, jednak drugiego dnia ustąpiły one. „Bardzo mnie cieszą te znaczne postępy, jakich dokonaliśmy w ustawieniach zawieszenia i tempa wyścigowego. Motocykl pracuje znacznie bardziej gładko, a na Sepang był on dość nerwowy. Musimy jeszcze popracować nad tylnym zawieszeniem, ponieważ motocykl jest niestabilny na wejściach w zakręty,” mówił w marcu Randy.

Pierwszą rundę sezonu 2010 Francuz rozpoczął od ósmej lokaty w pierwszym treningu wolnym i półtorasekundową stratą do lidera. Skupił się on jednak na długim przejeździe, który pomógł w poprawie mapowania silnika. Dodatkowo całe FP1 spędził on na jednym komplecie opon. W sobotę jednak de Puniet jeździł rewelacyjnie, dzięki czemu swój piątkowy wynik poprawił o grubo ponad sekundę. Nic wic dziwnego, że zajął on czwarte miejsce i był najlepszym z zawodników Hondy! W wyścigu #14 spisał się bardzo dobrze, wpadając na metę na pewnej, szóstej lokacie. „Mój start nie był najgorszy, jednak miałem pewne problemy w pierwszym zakręcie. Później jechałem mój mały wyścig, a fakt, że pięć kółek przed metą miałem stratę pięciu sekund do liderów jest dla nas czymś niesamowitym jak dla satelickiej ekipy!” przyznał.

 

Po świetnym weekendzie w Katarze, trening wolny numer jeden w Jerez de la Frotnera w wykonaniu zawodnika teamu Honda LCR nie były najlepszy. Bo chociaż kolejny raz tracił po półtorej sekundy do lidera, spadł na trzynastą lokatę. W sobotę jednak, po piątkowych kłopotach z redukcją biegów i agresywnością silnika, udało się zaliczyć spore postępy, nawet pomimo wywrotki w FP2. W kwalifikacjach znów zakwalifikował się w drugiej linii, a od trzeciego Casey’a Stonera oddzieliło go osiem setnych sekundy! „Cieszy mnie ta lokata i to, że postępy, jakich dokonaliśmy w ustawieniach, dobrze pracują zwłaszcza w końcowej fazie długiego przejazdu,” mówił w sobotę 29’latek z Maisons Laffitte. Chociaż starał się on utrzymać swoją szóstą lokatę startową, nie wszystko poszło po jego myśli. „Po dobrych kwalifikacjach miałem fatalny start i spadłem na dwunaste miejsce na pierwszym kółku,” wyjaśniał. Później Randy starał się złapać swój rytm, jednak problemy z przednią oponą uniemożliwiły mu walkę o więcej aniżeli dziewiąta lokata.

 

Trzecia runda minionego już cyklu zmagań – Grand Prix Francji – była domową dla #14. Nic więc dziwnego, że przed swoimi kibicami chciał on się spisać jak najlepiej. Przed nią jednak, a tuż po rundzie w Hiszpanii, odbyły się jednodniowe testy, podczas których Francuz zajął czwarte miejsce. Wracając jednak do Le Mans… Chociaż pierwszy trening wolny na to nie wskazywał, w sobotę kolejny raz wraz ze swoją ekipą de Puniet dokonał postępów i w sesji kwalifikacyjnej znów uplasował się na końcu drugiej linii. W trakcie FP2 i QP udało się wyeliminować kłopoty z nerwowością motocykla podczas zmian kierunków i niestabilnością jego RC 212V podczas hamowań. Na pierwszy okrążeniu podczas wyścigu spadł on na ósmą pozycję, a korzystając z wywrotki Casey’a Stonera, awansował na siódme miejsce. Pomimo mocnego rytmu, nie udało mu się wywalczyć niczego więcej aniżeli dziewięć punktów do klasyfikacji generalnej. „Chciałem przed własnymi kibicami zdobyć jak najlepszy wynik. Po starcie straciłem kilka pozycji, i chociaż później pozbierałem się i znalazłem na ósmym, a po upadku Stonera na siódmym miejscu, nie mogłem zrobić nic więcej. Wszystko przez to, że moja przednia opona zaczęła się mocno ślizgać, przez co z dziesięć razy o mało co nie przewróciłem się,” potwierdził zawodnik teamu Honda LCR, który po tych zmaganiach na swoim koncie miał dwadzieścia sześć punktów i wciąż zajmował szóste miejsce w tabeli generalnej.

 

Czytaj dalej >>>

 

 

Dwie kolejne rundy kolejny raz okazały się bardzo dobrymi dla de Punieta. Zarówno na obiektach Mugello i Silverstone dojechał on do mety na pozycji numer sześć. We Włoszech do wyścigu ruszał on, podobnie jak podczas dwóch ostatnich rund, z końca drugiej linii. Ostatecznie jednak przegrał pojedynek z Casey’em Stonerem i Marco Melandrim o czwartą lokatę, do której zabrakło mu niecałych trzech dziesiątych sekundy! „Po starcie napierałem niezwykle mocno, bo w połowie pierwszego kółka byłem dopiero dwunasty, więc chciałem nadrobić jak najwięcej pozycji. Przez dwa ostatnie okrążenia mój motocykl mocno tańczył na wyjściu z ostatniego zakrętu i to przez to przegrałem,mówił po rundzie o GP Włoch #14.

 

Przed zmaganiami w Wielkiej Brytanii testował on na zmodernizowanym „Srebrnym Kamieniu” na drogowej Hondzie. Po części dzięki temu w kwalifikacjach zajął drugie miejsce (pomimo wywrotki!), a w wyścigu długo walczył o podium, do którego zabrakło mu ostatecznie dwóch sekund. „Przez cały weekend byłem niezwykle szybki, ale w wyścigu znów finiszowałem za czołową grupą. Cztery kółka przed metą przednia, miękka opona zaczęła mocno się ślizgać,” stwierdził. Widać też było wyraźnie, że podczas tych dwóch rund 29’latek dokonał sporych postępów. Nic więc dziwnego, że był on bardzo zadowolony ze swojej szóstej pozycji w klasyfikacji generalnej, w której do piątego Nicky’ego Haydena tracił wówczas zaledwie sześć punktów. Dodatkowo warto nadmienić, iż pięć pierwszych rund sezonu 2010 kończył w TOP10, w tym trzykrotnie na szóstej lokacie.

 

Chociaż w Holandii weekend rozpoczął on od jedenastej lokaty, to strata do lidera wyniosła nieco ponad sekundę. Kolejny już raz w trakcie FP1 podopieczny Lucio Cecchinelliego skupił się na ustawieniach wyścigowych, poprawiając nieco set-up zawieszenia i spędzając całą sesję na jednym komplecie opon. W piątek spisywał się on jednak już znacznie lepiej, kończąc drugi trening wolny na szóstym, a kwalifikacje na drugim miejscu. Nic więc dziwnego, że raz jeszcze Randy stawiany był w roli jednego z faworytów do wywalczenia podium. W wyścigu znów dał on z siebie sto procent, a to sprawiło, że piątą pozycję z Andreą Dovizioso, jeżdżącym na fabrycznej Hondzie, przegrał o cztery dziesiąte sekundy. „Na samym starcie zbyt szybko odpuściłem sprzęgło, więc zaliczyłem potężne wheelie, jednak szybko znowu wróciłem do prawidłowej jazdy. Na koniec chciałem wyprzedzić „Doviego”, ale wszedłem w ostatni zakręt nieco za szeroko i było po zabawie.”

Zaraz po zmaganiach na Assen zawodnicy udali się na obiekt Montmelo, na którym kolejny już raz było niezwykle gorąco. W piątek #14 tradycyjnie przejechał dłuższą serię okrążeń, podczas których prezentował dobre wyczucie motocykla, a w tabeli wywalczył siódme miejsce. W trakcie kwalifikacji jego rewelacyjna passa, która rozpoczęła się kilka tygodni wcześniej, trwała nadal. Do pierwszego pola de Pinietowi zabrakło bowiem co prawda blisko pół sekundy, ale drugi Casey Stoner był od niego szybszy o zaledwie jedną dziesiątą. Chociaż Francuz bardzo liczył na Pole Position, był zadowolony ze swojej lokaty. Dobrze jednak wiedział, że niedziela to będzie zupełnie inna historia. „Słabo wystartowałem, ale szybko wyprzedziłem trzech rywali. Znalazłem się więc na czwartym miejscu i zacząłem jechać swoim rytmem. Wiedziałem, że mogę wywalczyć tu najlepszy wynik w tym sezonie i tak się stało,” potwierdził zawodnik teamu Honda LCR, który na metę wpadł jako czwarty, awansując przy okazji na piątą lokatę w tabeli generalnej, w której miał tyle samo punktów co czwarty Nicky Hayden (Amerykanin więcej razy był jednak czwarty na mecie).

 

Weekend w Niemczech od początku nie układał się po myśli ekipy prowadzonej przez Lucio Cecchinelliego. Co prawda w piątek podopieczny Włocha wywalczył ósmy czas ze stratą siedmiu dziesiątych sekundy do lidera, ale w sobotę miał już ogromnego pecha. Prezentując bardzo dobre tempo w kwalifikacjach, w pewnym momencie na oleju „wyplutym” przez motocykl Jorge Lorenzo najpierw wyleciał Ben Spies, a zaraz po nim właśnie 29’latek z Maisons Laffitte, uderzając w maszynę z numerem #11. To sprawiło problemy z lewą kostką, jednak pomimo tego w niedzielę ustawił się on na siódmym polu startowym! Spod świateł Randy nie ruszył najlepiej i spadł o kilka pozycji w dół, a kiedy już zaczął gonić rywali, zaliczył małego high-side’a na dziewiątym kółku. Wpadli jednak na niego dwaj zawodnicy, a Mika Kallio przejechał po jego lewej nodze, łamiąc ją w dwóch miejscach. „Nie mogło przydarzyć mi się nic gorszego! Co prawda fatalnie ruszyłem, ale przebiłem się już na dziewiąte miejsce, a mój rytm był całkiem dobry. To była wywrotka jak każda inna, ale znacznie poważniejsza w skutkach.”

 

De Puniet musiał przejść operację, a team Honda LCR zdecydował się zastąpić go, oczywiście tymczasowo, Rogerem Lee Haydenem. Okazało się, że Francuz dawał z siebie maksimum, by wrócić już w sierpniu w Brnie. Przed tym jednak zawodnicy przenieśli się do słonecznej Kaliforni na obiekt Laguna Seca. Dla #95 była to więc domowa runda, nic zatem dziwnego, że chciał spisać się jak najlepiej. „Podczas pierwszego wyjazdu chciałem jak najlepiej wyczuć motocykl. Zarówno hamulce z włókna węglowego jak i kilka innych aspektów było dla mnie czymś, czego nie używałem od dłuższego czasu,” wyjaśniał w piątek młodszy brat Nicky’ego. Podczas wszystkich pierwszych trzech sesji plasował się on jednak na siedemnastym, ostatnim miejscu. W niedzielę Amerykanin walczył z Alexem de Angelisem o jedenastą, przedostatnią lokatę. Ostatecznie zwycięsko z tej walki wyszedł właśnie Hayden, dzięki czemu wywalczył pięć punktów. „To był dla mnie bardzo dobry wyścig! Stoczyłem świetną walkę z Alexem, a korzystając z okazji chciałbym podziękować całej ekipie za danie mi tej szansy,” dodał #95.

 

Czytaj dalej >>>

 

Podczas letniej przerwy Randy wciąż dochodził do siebie, ciągle ćwicząc i chodząc na zabiegi w komorze hiperbarycznej. Zanim zdecydował się powrócić w Brnie, zaliczył jednak jeszcze szybkie testy na torze Ales we Francji na drogowej Hondzie, by sprawdzić w jakiej jest formie. Chociaż z jego lewą nogą wciąż nie było najlepiej, zdecydował, że wraca. Jako jeden z powodów podał nam, podczas ekskluzywnego wywiadu, że chciał zachować miejsce w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej. W piątek w Czechach musiał on walczyć nie tylko z rywalami, ale też z bólem. Pomimo tego pokonał szesnaście okrążeń, a do lidera stracił trzy sekundy. „Wiedziałem, że nie będzie łatwo i właściwie spodziewałem się czegoś podobnego,” potwierdził, przy okazji dodając, że największe problemy ma podczas zmiany biegów. W trakcie kwalifikacji zaskoczył on jednak dosłownie wszystkich, bowiem uplasował się na… jedenastym miejscu! „Zakwalifikowanie się na tej pozycji zaledwie dwadzieścia pięć dni po operacji to coś fantastycznego! To tym bardziej niesamowite, gdy weźmiemy pod uwagę moją formę i fakt, że wczoraj strasznie ciężko mi się jeździło.” W niedzielę było równie imponująco co w QP. Bardzo długo de Puniet walczył nawet o ósme miejsce, i chociaż na metę wpadł jako dziesiąty, do ósmego Marco Melandriego zabrakło mu nieco ponad sekundy. „Nigdy nawet nie oczekiwałem, że pójdzie mi tak dobrze. Chociaż mogłem być nieco wyżej w klasyfikacji, i tak jestem szczęśliwy, bo wyprzedzać było niezwykle ciężko, a na sam koniec dałem z siebie dwieście procent by w ogóle dojechać do mety.”

 

Po imponującym wyniku wywalczonym u naszych południowych sąsiadów, wielu spodziewało się po #14 równie dobrych, jeśli nie lepszych rezultatów, podczas kolejnych zmagań. Zarówno jednak w trakcie Grand Prix Indianapolis jak i Grand Prix San Marino nie poszło mu najlepiej. Na słynnej „Cegielni” od samego startu weekendu miał on spore problemy, z nogą i motocyklem, przez co po starcie z siedemnastego pola finiszował jako trzynasty, ostatni. „To był najtrudniejszy wyścig w tym sezonie… trudniejszy niż w Brnie! Próbowaliśmy wszystkiego – różnych ustawień i zmian mojej pozycji na maszynie, ale nie mogłem znaleźć swojego rytmu,” stwierdził zawodnik teamu Honda LCR.

 

Zmagania na Misano Adriatico przyćmione zostały przez tragiczną śmierć Shoyi Tomizawy. Początek weekendu zapowiadał się jednak dla Randy’ego naprawdę dobrze, w samych kwalifikacjach wywalczył nawet szóste miejsce. W samym wyścigu jednak nie poszło mu najlepiej i na metę wpadł jako trzynasty, jednak nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Spory wpływ na taki a nie inny wynik miały aż dwie wycieczki poza tor w trakcie niedzielnych zmagań. „Nie chcę mówić o mnie i moim wyścigu. Ten weekend zakończył się w najstraszniejszy sposób w jaki mógł. Myślami jestem z Shoyą i jego rodziną,” wydusił z siebie w pierwszą niedzielę września Francuz.


Przed pierwszą w historii rundą o Grand Prix Aragonii cała ekipa prowadzona przez Lucio Cecchinelliego była pozytywnie nastawiona. Od samego początku widać było wyraźnie, że jedyny zawodnik reprezentujący team prowadzony przez Włocha wyraźnie polubił obiekt Motorland, na którym to testował w czerwcu. „Po kilku kółkach zaczęliśmy się zmagać z hamowaniem silnikiem, a kiedy przyjechałem do boksu by zmienić mapowanie silnika, zajęło nam to sporo czasu.” Już w sobotę Randy znowu jeździł bardzo szybko, co potwierdził szósty czas w kwalifikacjach. Co ciekawe, był to dla niego już dziesiąty raz w tym sezonie, kiedy wyścig rozpocząć miał z pierwszego lub drugiego rzędu! „Co prawda rano zmagaliśmy się z brakiem tylnej przyczepności, ale już po południu wszystko było w porządku.” W samym wyścigu nie poszło mu najlepiej, bowiem najpierw spadł o kilka pozycji w dół, by jadąc na trzynastej lokacie przewrócić się! „Kolejny fatalny wyścig po tych w Indy i Misano. Nie zaliczyłem dobrego startu, a po pięciu kółkach zacząłem mieć problemy ze ślizgającą się przednią oponą. Na osiem kółek przed metą popełniłem jednak błąd, zaliczyłem high-side’a i wylądowałem na ziemi,” tłumaczył de Puniet, który kolejny już raz miał problem z przodem maszyny.


Seria trzech wyścigów poza Starym Kontynentem okazała się przyzwoitą w wykonaniu 29’latka z Maisons Laffitte. Najpierw zawodnicy udali się do Japonii, gdzie Francuz w końcu w kwalifikacjach znalazł takie ustawienia, które umożliwiły mu jazdę tak jak chciał, niczym w pierwszej połowie sezonu. Po nienajlepszym starcie z siódmego pola szło mu całkiem nieźle, jednak „na dziesiątym kółku na wejściu w pierwszy zakręt nie zredukowałem biegu, ponieważ moja kontuzjowana noga nadal mnie bolała, przez co wyjechałem poza tor i straciłem kilka pozycji,” tłumaczył ostatecznie dziewiąty na mecie #14.

 

W Malezji nie było już jednak dobrze, bowiem od początku weekendu znowu pojawiły się problemy z przodem maszyny, przez co w sobotę wywalczył on zaledwie trzynaste pole na starcie. Na twardej mieszance nie miał on dobrego wyczucia maszyny, a na miękkiej szybko tracił przyczepność. „Liczyłem na więcej, ale znowu miałem kłopoty ze ślizgającą się przednią oponą,” potwierdził dziesiąty na mecie zawodnik ekipy Honda LCR.

 

Czytaj dalej >>>

 

Na Phillip Island warunki zmieniały się jak w kalejdoskopie, jednak Randy był konsekwentnie szybki zarówno na mokrym, jak i suchym torze. Na starcie w niedziele zajął siódmą pozycję, będąc… drugim najlepszym zawodnikiem jeżdżącym na RC 212V! W wyścigu długo walczył on o ósme miejsce z Marco Melandrim, jednak podczas jednego z kolejnych już ataków, jaki przypuścił on na Włocha, wyjechał z zakrętu za szeroko i wyjechał poza nitkę toru. „Nie zdążyłem zredukować biegu i wyjechałem na trawę. Później rozpocząłem pościg, bowiem straciłem wiele pozycji,” dodał de Puniet, który finiszował jako dziesiąty.



I zaczęło się! Koniec sezonu 2010 był coraz bliżej. Przedostatnie zmagania miały miejsce w Portugalii, gdzie pogoda nie sprzyjała zawodnikom. W samych treningach wolnych #14 spisał się całkiem nieźle, jednak odwołane z powodu fatalnych warunków kwalifikacje sprawiły, że ruszał do wyścigu z ósmego pola. „Ruszę z trzeciej linii, a biorąc pod uwagę moje tempo w trakcie treningów, mogło być znacznie lepiej.” Na końcu pierwszego kółka awansował on na piąte miejsce, jednak w pierwszym zakręcie wielokrotnie hamował zbyt późno, przez co stracił około trzech sekund. „Jestem całkiem usatysfakcjonowany, bo to mój najlepszy wynik od czasu kontuzji. Dla każdego dzisiejszy dzień był loterią, bowiem nie jeździliśmy na suchej nawierzchni, ale to szóste miejsce nie jest złe. Gdyby jednak nie błędy, prawdopodobnie rywalizowałbym o podium.”


Ostatnie zmagania w minionym już sezonie odbywały się w Walencji, a dla Randy’ego była to przy okazji jego dwusetna runda Grand Prix w karierze. Nic więc dziwnego, że na przysłowiowe „odchodne” od teamu Honda LCR chciał on spisać się jak najlepiej. Od początku zmagań na obiekcie imienia Ricardo Tormo spisywał się przyzwoicie, ale w kwalifikacjach zdobył dopiero jedenasty czas, a wszystko z powodu problemów z przyczepnością tylnej opony. W samym wyścigu, tak jak w ubiegłym sezonie, w połowie zmagań tył zaczął tracić przyczepność, przez co nadrobił on tylko jedną pozycję. „Przez cały weekend pracowaliśmy nad trakcją i mapowaniem silnika, a jadąc za wolniejszymi rywalami traciłem czas, bo nie byłem w stanie ich wyprzedzić. Chciałem finiszować w TOP6, ale takie są wyścig… wielkie dzięki wszystkim z teamu za trzy lata spędzone razem w MotoGP,” zakończył Randy de Puniet.


Ostatecznie w klasyfikacji generalnej minionego już cyklu zmagań Francuz uplasował się na dziewiątej lokacie z dorobkiem stu szesnastu punktów. Biorąc pod uwagę jego kontuzję, to naprawdę dobry wynik. Team Honda LCR wśród zespołów wywalczył siódmą lokatę, gromadząc na swoim koncie sto dwadzieścia jeden punktów. W przyszłym roku ekipę tą reprezentować będzie Toni Elias, który jest przecież pierwszym w historii Mistrzem Świata klasy Moto2, a do MotoGP powraca on po rocznej przerwie.

AUTOR: nelka-23

Zainteresowana wszelkiego rodzaju sportami motorowymi, głównie MotoGP, WSBK oraz F1. Studentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Z portalem MOTOGP.PL związana od maja 2006 roku, od 2012 współpracująca z zespołem LCR Honda startującym w MotoGP.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
140 zapytań w 1,127 sek