Home / MotoGP / Raz dobrze, raz źle – podsumowanie sezonu ekipy Monster Yamaha Tech3

Raz dobrze, raz źle – podsumowanie sezonu ekipy Monster Yamaha Tech3

Idąc za ciosem, dziś prezentujemy kolejną część podsumowania minionego już sezonu. A jako, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca, nasz wybór tym razem padł na najlepszą ekipę satelicką roku 2009 – Monster Yamaha Tech3.

Przedsezonowe testy dla tegożIdąc za ciosem, dziś prezentujemy kolejną część podsumowania minionego już sezonu. A jako, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca, nasz wybór tym razem padł na najlepszą ekipę satelicką roku 2009 – Monster Yamaha Tech3.

Przedsezonowe testy dla tegoż zespołu przebiegły mieszanie. Colin Edwards spisywał się całkiem nieźle, jednak dwie potężne wywrotki mocno odbiły się na Jamesie Toselandzie. Brytyjczyk najpierw zaliczył potężnego „dzwona” na malezyjskim obiekcie Sepang, by w marcu skręcić kostkę i poobijać się w hiszpańskim Jerez de la Frontera. Po próbach w Hiszpanii „Texas Tornado” narzekał na wibracje przodu motocykla, przez co nie mógł wchodzić w zakręty tak, jak tego chciał. Ogólnie był jednak zadowolony ze swojej maszyny.

Zima w ekipie prowadzonej przez Herve Poncharal nie była jednak tak kolorowa, jak by na to wyglądało. Garaż zespołu Tech3, podobnie jak ten Fiat Yamahy, przedzieliła w tym roku ściana. Wszystko to spowodowane zamianą mechaników pomiędzy Edwardsem i #52, która odbyła się za plecami samego #5. Na życzenie „Pianisty”, Guy Coulon i Garry Reynders zamienili strony boksu francuskiej ekipy. W trakcie sezonu wszystko wskazywało na to, że posunięcie to na dobre wyszło głównemu „pokrzywdzonemu” — Colinowi. Amerykanin praktycznie cały czas był najlepszym kierowcą tejże ekipy.

Krótko przed rozpoczęciem sezonu Toseland chciał jednak zażegnać spór i twierdził nawet, iż: „To [postawienie ściany] nie musiało mieć miejsca i wyobrażam sobie, jak Colin może się czuć. Po prostu musimy usiąść i o tym porozmawiać, ale póki co mamy ścianę — tak jak chciał.” Brytyjczyk pokrótce wyjaśnił dlaczego w ogóle doszło do takiej a nie innej sytuacji: „Miałem problemy z dogadaniem się z Guy’em i sądzę, że po jeszcze jednym takim sezonie [jak ten 2008] mógłbym nie znaleźć miejsca w Grand Prix w następnym roku. Nie mówi on dobrze po angielsku, a mój slang Yorkshire dodatkowo to utrudniał. Potrzebowałem kogoś doświadczonego, kto by mnie rozumiał i pomógłby mi.”

Kwalifikacje do rundy o Grand Prix Kataru przebiegły dla obu kierowców tegoż zespołu zupełnie inaczej. Edwards do, ostatecznie poniedziałkowego, wyścigu ruszał z szóstego pola, z kolei jego zespołowy kolega dopiero z trzynastego. Colinowi mogło pójść jednak znacznie lepiej. #5 stracił szanse na, jak sam wspomniał walkę o podium, po beznadziejnym starcie. „Myślałem, że nieźle ruszyłem spod świateł, ale jedyne co pamiętam to to, że wszyscy mnie wyprzedzali. Przez to straciłem okazję do walki o pudło. Nie mówię, że mógłbym do końca jechać razem z Jorge [Lorenzo – przyp. autora], jednak miło byłoby go kilka razy zaatakować,” przyznał Amerykanin. Pomimo tego, „Texas Tornado” wcale się nie poddał i wywalczył trzynaście punktów do klasyfikacji generalnej. Czwarte miejsce na początek sezonu nie było więc złe. Na okrążeniu numer sześć James Toseland jechał jako dwunasty, jednak błąd popełniony na wejściu w pierwszy zakręt siódmego kółka sporo go kosztował. Z dwóch stron Brytyjczyka „zamknęli” Randy de Puniet oraz Mika Kallio, przez co nie miał szans na uniknięcie wyjazdu poza nawierzchnię. Wszystko to doprowadziło do tego, że z toru Losail #52 wyjechał bez ani jednego punktu do „generalki”.

Role w boksie Tech3 odwróciły się przy okazji zmagań na obiekcie Twin Ring Motegi. Na starcie do niedzielnych zmagań Colin Edwards ustawił się w środku drugiego rzędu. Co ciekawe, piąty czas wywalczył on w pierwszym treningu wolnym, a odwołanie kwalifikacji z powodu potężnych opadów deszczu sprawiło, że na tymże polu ustawił się on przed wyścigiem. Gdy wszystko zapowiadało się dobrze, stało się coś nieoczekiwanego. Amerykanin pierwsze kółko zakończył na ostatniej pozycji! Jak się później okazało, zmagania rozpoczął on z mapowaniem zapłonu przeznaczonym na mokry tor, więc o szybkiej jeździe w suchych warunkach nie było mowy. „To nie było to, czego oczekiwałem i żałuję, że nie mogę cofnąć czasu, bowiem wierzę, że walczyłbym o podium. Miałem mały problem na początku, jednak zachowałem zimną krew i walczyłem,” przyznał Teksańczyk, którego wyniki poprawiły się dopiero po restartowaniu komputera pokładowego. „Szkoda, bo później notowałem czasy na poziomie czołowej piątki, a dodatkowo podczas pierwszego treningu przejechałem najwięcej kółek na twardej mieszance, więc miałbym szanse na dobry rezultat,” mówił wówczas wyraźnie zawiedziony „Texas Tornado”. „Pianista” z kolei zdołał ukończyć zmagania na pozycji numer dziewięć, chociaż jak sam przyznał, mogło być trochę lepiej. Na sam start wybrał on miękką mieszankę opon, gdyż nie chciał ryzykować startu na tej twardszej. Na początku był jednak zbyt ostrożny przy jeździe z pełnym zbiornikiem paliwa, i nie udało mu się po starcie pokonać Stonera oraz Capirossi’ego.

Kolejna runda, pierwsza dobywająca się w Europie, poszła zespołowi Monster Yamaha Tech3 dość przeciętnie. W sumie udało mu się wywalczyć dziesięć punktów. W Hiszpanii „Texas Tornado” dojechał do mety na pozycji numer siedem. Nie był to jednak szczyt marzeń Amerykanina. „Nie poszło nam już w sobotę, kiedy w gorących warunkach ustawienia nie pracowały tak jak powinny. Na wyścig użyliśmy więc set-upu z rana, kiedy było chłodniej. Gdy temperatura była niska, wszystko spisywało się tak, jak powinno, ale kiedy zrobiło się cieplej, zrodziły się problemy,” przyznawał po rundzie w Jerez #5. Jego zespołowy kolega — JT znów rozpoczynał wyścig z dalszej części stawki, więc jak sam przyznał: „Gdy ruszasz z odległego pola, przed tobą momentalnie jedzie kilku zawodników. Zwykle macie podobne tempo, więc wyprzedzenie ich staje się problemem.”. Na torze Jerez de la Frontera James zdobył z kolei trzy oczka. Warto jednak pamiętać, że to właśnie tam miesiąc wcześniej mocno się poturbował.

Zmagania na obiekcie Le Mans przyniosły nieco nieoczekiwanych zdarzeń, w tym konieczność zmiany przez zawodników motocykli z tych obutych w opony typu „wet” na te, które posiadały „slicki”. Według szefa przedstawianego w tym podsumowaniu zespołu – Herve Poncharala „Texas Tornado” znowu stracił szansę na podium. Zadziwiające, że w czterech pierwszych rundach sytuacja taka miała miejsce aż trzykrotnie… Po starcie z końca drugiej linii Colin miał spore problemy na mokrej nawierzchni, bowiem już na pierwszym kółku spadł na szesnastą lokatę! Winą za taki stan rzeczy obwiniał on wówczas to, iż zbyt dużo masy znajdowało się na tyle maszyny, co sprawiło, że bardzo ciężko wjeżdżało się w zakręty. „Najpierw zajęło mi chwilę czasu doprowadzenie miękkiej mieszanki do odpowiedniej temperatury. Później mogłem jechać tak jak chciałem i szybko wyprzedzałem rywali. Szkoda, że byłem tylko siódmy, bowiem patrząc po czasach okrążeń, mogło być lepiej,” przyznał #5. To prawda, ponieważ jego najlepsze kółko w wyścigu było trzecim najszybszym, lepszym niż zwycięzcy – Jorge Lorenzo! Na dziewiątą lokatę „Pianisty” wpłynął z kolei fakt, iż była to dla niego pierwsza okazja do zmieniania maszyny w trakcie wyścigu! „Przednia miękka opona stawała się podczas drugiej połowy zmagań coraz gorętsza, więc cały czas traciłem przyczepność,” stwierdził z kolei #52. Poncharal był jednak zadowolony z jego dokonań: „Poczynił on spore postępy względem początku sezonu, a był to dla niego z pewnością najlepszy tegoroczny wyścig. Co do Colina, to szkoda, bowiem stracił szansę na podium. Najpierw myśleliśmy, że czołowa piątka będzie spełnieniem marzeń, ale jak się okazało, jechał on genialnie na suchym torze i miał szansę na najlepszą trójkę.” Ze zmagań w swoim domowym weekendzie, podczas którego ekipa Monster Yamaha Tech3 obchodziła dwudzieste urodziny, wywiozła ona szesnaście punktów.

Dwa tygodnie później ekipie tej znów poszło naprawdę nieźle. Kwalifikacje do zmagań o Grand Prix Włoch pokazały, że znów można liczyć na dobry wynik ze strony Edwardsa i słabszy Toselanda. Colin bowiem wywalczył szóste pole startowe, podczas gdy James dopiero czternaste. W zwariowanym wyścigu, podczas którego kierowcy zmieniali motocykle niczym we Francji, owa ekipa znów nas zaskoczyła. „Znowu działo się to samo co w Le Mans. Straciłem sporo czasu na mokrym, a nadrobiłem na suchym torze. Nie wiem czemu, ale gdy nawierzchnia była zupełnie mokra, nie mogłem wyczuć przodu,” mówił wówczas Amerykanin, który z toru Mugello wyjechał z szóstą pozycją. Najlepszy wynik sezonu wywalczył z kolei we Włoszech #52, jakim była siódma lokata. Brytyjczyk nie krył zadowolenia z tego wyniku: „Zjechałem na zmianę maszyny trochę wcześniej, ale musiałem zaryzykować, bowiem tył zawieszenia ustawiony był za twardo. Na przesychającym torze zaliczyłem małą walkę z Randym de Punietem, którą udało mi się wygrać. To pierwszy wyścig od dłuższego czasu, z którego jestem zadowolony,” przyznał JT.

W Katalonii przez cały weekend było niezwykle gorąco. To utrudniało zawodnikom jazdę jeszcze bardziej. Kwalifikacje przebiegły dla ekipy Monster Yamaha Tech3 naprawdę dobrze, gdy weźmiemy pod uwagę szóste miejsce „Texas Tornado” oraz dziewiąte „Pianisty”. Mało tego, podczas sesji decydującej o ustawieniu na starcie Colin zaliczył upadek pod sam koniec treningu, więc rezultat ten zasługuje na jeszcze większe uznanie. Pięć minut przed zakończeniem kwalifikacji Amerykanin przysłowiowo „zgubił” przód swojej M1-ki i wylądował w żwirze. W niedzielę udało mu się wywalczyć szóstą pozycję, pomimo problemów z przodem maszyny. „Dobrze wystartowałem, ale zaraz straciłem ze cztery pozycje. Widziałem przed sobą Lorisa Capirossi’ego i Dani’ego Pedrosę, ale im bardziej chciałem ich dogonić, tym więcej popełniałem błędów.” Beznadziejny start zanotował z kolei wówczas 28’latek z Sheffield spisał się beznadziejnie, bowiem na mecie zameldował się dopiero jako trzynasty. Na taki a nie inny wynik wpłynęły po części kłopoty z brakiem przyczepności tyłu motocykla.

Zmagania o Dutch TT były bez wątpienia jednymi z najlepszych w minionym sezonie dla zespołu prowadzonego przez Herve Poncharala. Już kwalifikacje pokazały, że podczas sobotnich (!) zmagań może być naprawdę nieźle. W środku drugiego rzędu ustawił się Colin, z kolei James zamknął trzecią linię. Po wywrotce obu zawodników ekipy Repsol Honda „Texas Tornado” samotnie jechał na czwartej pozycji, co wówczas było jego najlepszą w sezonie 2009. „Dobrze ruszyłem i chciałem dogonić Andreę Dovizioso, kiedy ten się przewrócił. Później starałem się nie popełnić żadnego błędu i trzymać za sobą Chrisa Vermeulena. W tym roku konkurencja jest naprawdę mocna i piekielnie trudno jest stanąć na podium,” przyznał Amerykanin, któremu wówczas brakowało zaledwie dwóch oczek do pozycji numer cztery w „generalce”. #52 w Holandii korzystał z kolei z drastycznie zmienionych ustawień swojej M1-ki, które wprowadzono za poradą Masahiko Nakajimy, dyrektora całego zespołu Fiat Yamaha. Zanim jednak ruszył wyścig, w sesji warm-up Brytyjczyk przewrócił się, przez co nie miał okazji wypróbowania nowych ustawień, na których do rywalizacji ruszył w ciemno. „Dobrze wystartowałem i byłem pewny siebie z pakietem, jakim dysponowałem. Nowy rozstaw osi poprawił przyczepność tyłu. Dzięki temu mogłem jeździć bardziej spójnie, a co za tym idzie — kręcić regularne czasy. Udało mi się prowadzić grupę walczącą o pozycję numer sześć, a bez tego nie mógłbym tego dokonać,” twierdził wówczas James.

Dwa kolejne wyścigi przeplatały się z dobrymi i złymi momentami. Walka na torze Laguna Seca dla satelickiego zespołu Yamahy ułożyła się zupełnie inaczej. „Texas Tornado” po raz setny w swej karierze MotoGP finiszował na punktowanym miejscu. Mimo wszystko, przed własną publicznością Colin liczył na nieco więcej, aniżeli siódma pozycja. Pech spotkał z kolei Jamesa. Choć do rywalizacji ruszał dopiero z piętnastego miejsca, to po pewnym czasie udało mu się awansować cztery oczka wyżej. Już po kilku kółkach okazało się jednak, że popełnił on false-start. Nie zwracał on jednak uwagi na wielokrotne upomnienia swoich mechaników, co zakończyło się wykluczeniem go z dalszej rywalizacji. Jak sam później tłumaczył: „Nie sądzę, że ruszyłem zbyt szybko, a na początku wyścigu liczącego trzydzieści dwa okrążenia najzwyczajniej w świecie nie patrzę na tablicę informacyjną. Skupiałem się po prostu na dogonieniu chłopaków przede mną. Zorientowałem się dopiero w chwili, gdy pokazano czarną flagę wraz z moim numerem,” komentował wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych JT. W Niemczech zawodnicy zespołu Monster Yamaha Tech3 zaliczyli dość przeciętne wyniki. Edwards do mety dojechał jako dziewiąty, a aż jedenaście sekund za nim finiszował Toseland. Nie byli oni jednak z tych wyników zadowoleni. Z jednej strony Colin znów napotkał te same problemy co zwykle — na tyle maszyny znajdowało się zbyt dużo masy, co sprawiało problem przy pokonywaniu zakrętów. Z drugiej z kolei James w pierwszym zakręcie wpadł w małą pułapkę, i jak sam mówił: „Nie wiem kto to był, ale czułem, że z kimś się zetknąłem z prawej i lewej strony.”

Zmagania na brytyjskim obiekcie Donington Park okazały się najlepszymi w ubiegłym sezonie dla opisywanego w tym podsumowaniu zespołu, choć po rozpoczęciu rywalizacji na wilgotnej nawierzchni nic na to nie wskazywało. W sesji kwalifikacyjnej standardowo już Colin ustawił się w drugim rzędzie (na jego końcu), a trzecią linię dopełnił James. Gdy w niedzielę zgasły czerwone światła, znowu na sam koniec stawki spadł #5. Jak sam później przyznał, nie wiedział co było tego przyczyną — po prostu nagle wszyscy go wyprzedzili. Pierwsze okrążenie skończył on jako piętnasty, po jednej trzeciej dystansu (na dziesiątej cyrkulacji) był już dziesiąty, by kolejnych dziesięć kółek później awansować na pozycję numer pięć. Na ostatnim okrążeniu wyprzedził on wówczas drugiego Randy’ego de Punieta i pomimo ataków Francuza, nie oddał tej pozycji. Do pierwszego zwycięstwa w klasie królewskiej „Texas Tornado” zabrakło zaledwie półtorej sekundy… Bardzo dobrze przed własnymi kibicami spisał się „Pianista”. W roku 2008 przewrócił się on już na pierwszym zakręcie, więc sam przyznawał, że jeśli zajedzie dalej, będzie to postęp. Choć do wyścigu ruszył on bardzo dobrze, później spadł kilka oczek niżej, by na ostatnim okrążeniu przegrać piąte miejsce z Valentino Rossim. „Chciałbym pogratulować obu naszym zawodnikom. Colin w końcu dojechał w czołowej trójce, a James przed swoją publicznością dojechał szósty. Obu z nich chciałbym bardzo pochwalić,” przyznał szef tejże ekipy – Herve Poncharal.

Dwie następne rundy ułożyły się również bardzo przyzwoicie dla Monster Yamahy Tech3. Podczas zmagań na czeskim torze Brno, po wcześniejszej wakacyjnej przerwie, obaj kierowcy tegoż zespołu zaprezentowali się całkiem nieźle. W sesji kwalifikacyjnej Colin wywalczył piąte pole startowe, podczas gdy jego zespołowy kolega dopiero czternaste. „Przed ostatnim wyjazdem na miękkiej mieszance zmieniliśmy nieco ustawienia, przez co nie miałem na tyle dużo przyczepności z tyłu, by walczyć o lepszy czas,” tłumaczył z kolei Brytyjczyk po QP. W samym wyścigu „Texas Tornado” finiszował jako siódmy, zaledwie jedną dziesiątą sekundy za swoim rodakiem – Nickym Haydenem. JT dojechał z kolei do mety jako dziewiąty, tracąc półtorej sekundy do pozycji numer osiem. W Indianapolis z kolei wszyscy liczyli, że być może właśnie przed własną publicznością 35’latek z Houston wywalczy drugie podium w tym roku. W kwalifikacjach drugi raz z rzędu był piąty, a w niedzielę przyjechał dokładnie na tym samym miejscu, tracąc sporo do czołowej trójki. „Nie było tyle zabawy, ile się spodziewałem. Choć przez cały weekend kręciłem podobne czasy okrążeń, to w wyścigu ślizgał mi się cały tył, dokładnie jakbym ścigał się na żużlu,” komentował wydarzenia na Cegielni #5. Zadowolony ze swojego szóstego miejsca był z kolei, wówczas jeszcze 28’latek z Sheffield. Choć po wynikach warm-upu ciężko spodziewać się było po Jamesie jakiegoś przyzwoitego wyniku, jednak przy pomocy kilku innych zawodników (wypadli między innymi Rossi, Pedrosa (ostatecznie dziesiąty) oraz walczący przez dłuższy czas z JT Melandri), udało mu się wskoczyć do TOP6.

Zmagania o Grand Prix San Marino nie ułożyły się pomyślnie szczególnie dla Colina Edwardsa. Amerykanin startował z piątego pola i miał bardzo duże szanse na dobry wynik. Jednak już w drugim zakręcie wszystkie te plany zniweczył Alex de Angelis, który storpedował wyżej wspomnianego #5, innego „Jankesa” – Haydena, poza tor w wyniku tej kolizji wyjechać musiał de Puniet, a z dalszą rywalizacją o mały włos nie pożegnał się także Lorenzo. Po wszystkim Edwards nie szczędził reprezentantowi Republiki San Marino słów krytyki: „Sądziłem, że mogę być czwarty, a może i walczyć z Danim Pedrosą o podium. Ale teraz jesteśmy we Włoszech, a tu czasami trafi się na włoskiego osła, który chce być bohaterem. To Alex powinien jechać w kasku Valentino [z rysunkiem osła — przyp. autora].” W takiej sytuacji honoru ekipy bronić musiał „Pianista”. Wyszło mu to dość przeciętnie, bowiem do mety dojechał jako dziesiąty. Po jego ostatnich wynikach mimo wszystko można było liczyć na nieco więcej. Znacznie lepiej poszło tej parze w Portugalii, gdzie na konto swojego zespołu w klasyfikacji teamów dopisali osiemnaście punktów. Po starcie z piątego pola do mety #5 dojechał na tej samej pozycji, co przy słabszym występie Andrei Dovizioso pozwoliło mu odrobić kilak punktów do Włocha w klasyfikacji generalnej. Brytyjczyk finiszował jako dziewiąty, jednak warto w tym miejscu zaznaczyć, że przez cały weekend borykał się z chorobą. Pomimo tego i tak był w stanie walczyć w drugiej grupie o jak najlepszy wynik i co najważniejsze, cieszyć się tym.

Weekend na australijskiej Wyspie Filipa w boksie Edwardsa nie przyniosły niczego nowego. Kwalifikacje — piąte miejsce, wyścig — piąta lokata. Na starcie Amerykanin znowu popełnił jednak błąd, i po tym jak przyspał, musiał odrabiać straty. Zakończyło się to właśnie na jedenastu punktach. Po tym Grand Prix Amerykanin był już lekko zdenerwowany i twierdził nawet: „Dobra, rozumiem, jeżdżę z numerem #5. Ale czy to oznacza, że w sesji kwalifikacyjnej i niedzielnych zmaganiach zawsze muszę dojeżdżać jako piąty?!” Pecha znowu miał z kolei Toseland. Choć już kwalifikacje pokazały, że o dobry rezultat w wykonaniu JT może być ciężko (dwunaste miejsce), to on sam liczył na pewien progres. Po kilku kółkach udało mu się co prawda awansować o jedną pozycję (choć raczej spowodowane to było upadkiem Lorenzo, aniżeli jego dobrym tempem), to jednak w niedługim czasie dotarła do nas wiadomość: #52 znowu popełnił false-start. I tak jak w przypadku zmagań na Laguna Seca, tak i teraz twierdził on, że nic takiego nie miało miejsca. W Australii na szczęście obyło się bez dyskwalifikacji, bowiem w ostatniej chwili zobaczył on, jak mechanicy pokazują mu informację o karze przejazdu przez boksy. Pomimo tego wrócił on do rywalizacji i wywalczył dwa punkty.

Passa całkiem dobrych wyników szybko się jednak kończy, o czym duet prowadzony przez Herve Poncharala boleśnie przekonał się w Malezji. Sam wyścig najpierw trzeba było przesunąć o pół godziny, bowiem nad obiektem Sepang rozpętała się ulewa. Zacznijmy jednak od sesji kwalifikacyjnej. Już tam „Texas Tornado” oraz #52 nieco zawiedli, bowiem wywalczyli dopiero dziewiąte i szesnaste pole startowe. W niedzielę było jednak jeszcze gorzej. Na początkowo mokrym, a później przesychającym torze musieli oni zadowolić się rywalizacją w końcu stawki. I tak oto Amerykanin walczący o piątą lokatę w generalce ukończył zmagania na trasie położonej niedaleko Kuala Lumpur na odległym, trzynastym miejscu. Jego zespołowy kolega – Toseland był z kolei piętnasty, ostatni. Warto nadmienić, że Brytyjczykowi nie pomogła nawet wymiana silnika na nowy przed samym wyścigiem. Co ciekawe, różnica pomiędzy tą dwójką na mecie wyniosła, bagatela, czterdzieści sekund!

I tak oto nadszedł ostatni weekend sezonu 2009 – Grand Prix Walencji. 35’latek z Houston, by zakończyć rok na pozycji numer pięć w „generalce” z nieoficjalnym tytułem „najlepszego z reszty” potrzebował odrobić do Dovizioso pięć punktów. Różnica pomiędzy nimi wynosiła co prawda cztery „oczka”, jednak w przypadku zrównania się punktami zwycięsko z rywalizacji wyszedłby Włoch, jako że wygrał chociaż jeden wyścig. Toselandowi pozostała z kolei walka jedynie o pozycję trzynastą. Warto też zaznaczyć, że udział w tej rundzie brał Mistrz serii WSBK — Ben Spies, który w nadchodzącym sezonie zastąpi Jamesa. Nie zdziwicie się zapewne, gdy przypomnę, że w kwalifikacjach #5 był… oczywiście piąty! „The Ben” wywalczył rewelacyjne dziewiąte pole startowe, a „Pianista” — dopiero czternaste. Jednak tego co stało się w niedzielę mało kto się spodziewał. Po części dzięki wypadkowi Stonera już na kółku rozgrzewkowym, po części dzięki dobrej jeździe, Edwards finiszował jako czwarty. Na kilka kółek przed metą „Dovi” jechał siódmy, co dało by piąte miejsce w klasyfikacji właśnie Włochowi. I stała się rzecz nieoczekiwana — przed #4 w jednym z zakrętów wyszedł Ben i miejsca tego nie oddał już do mety. Oznaczało to, że naprawdę pomógł on swemu rodakowi, który wygrał z Andreą w „generalce” o zaledwie jeden punkt. Po wyścigu Colin nie posiadał się ze szczęścia i najpierw pobiegł wyściskać #11, a gdy emocje nieco opadły, mówił: „Kupię mu wszystko, co będzie chciał. Jego atak okazał się przecież kluczowy.” Na pożegnanie ze swoim zespołem, którego barwy reprezentował przez dwa lata, James Toseland wywalczył zaledwie cztery punkty.

Zespół Monster Yamaha Tech3 w klasyfikacji generalnej zespołów zdobył czwarte miejsce, będąc oczywiście najlepszą ekipą satelicką. Colin Edwards zakończył rok jako „najlepszy z reszty”, czyli na pozycji numer pięć w „generalce” z dorobkiem 161 punktów. Jego team-partner James Toseland ukończył sezon na odległej, czternastej pozycji, gromadząc przez cały cykl zmagań 2009 na swym koncie zaledwie 92 „oczka”. O ile Amerykanin osiągnął najwięcej, ile był w stanie (chociaż wciąż brakuje tego zwycięstwa…), o tyle Brytyjczyk mocno rozczarował.






AUTOR: nelka-23

Zainteresowana wszelkiego rodzaju sportami motorowymi, głównie MotoGP, WSBK oraz F1. Studentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Z portalem MOTOGP.PL związana od maja 2006 roku, od 2012 współpracująca z zespołem LCR Honda startującym w MotoGP.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
138 zapytań w 1,526 sek