Ledwie kilka tygodni po tym, jak włodarze toru Laguna Seca ogłosili, że nie będą w stanie w 2019 roku zorganizować wyścigów mistrzostw świata World Superbike, zmieniono tę decyzję. Kalifornijski obiekt, uwielbiany przez kibiców dzięki jedynemu w swoim rodzaju zakrętowi Corkscrew, wraca do kalendarza, a wyścigi odbędą się w dniach 12-14 lipca, a więc tydzień przed tym, jak planowano inną rundę w to miejsce.
Mówiło się, że miejsce Laguna Seca zajmie tor Kyalami w Republice Południowej Afryki, który był już kiedyś gospodarzem mistrzostw świata wszystkich wielkich serii wyścigowych, również Formuły 1. Teraz jednak wiemy, że tak się raczej nie stanie. Poozostałe miejsca w kalendarzu są już obsadzone, choć trzeba pamiętać, że to wciąż prowizoryczy układ. Sezon rozpocznie się tradycyjnie na Phillip Island w dniach 22-24 lutego, a zakończy w Katarze na Losail 24-26 października.
Według mnie to negatywna wiadomość – bo zamiast mieć i RPA, i Lagunę Secę. To mamy Lagunę zamiast RPA – mimo sympatii do tego toru wielu z nas, trzeba wytknąć dwie najważniejsze wady:
-wyścigi bywają tam często cholernie nudne
-nie będzie tam chyba najciekawszej klasy wyścigowej World Supersport
Też wolałbym oba tory, niż jeden do wyboru, ale pewnie było już zbyt późno na wrzucenie obu, a Dornie bardziej zależy na rynku Amerykańskim. Swoją drogą, ciekawe co sprawiło, że jednak Laguna będzie w kalendarzu, bo wydawało się, że władzom toru taki wyścig się nie opłaca?
Strzelam, że n-ty raz nie dogadali się z RPA, bo niedawno mieli dołączyć, i zamiast nich w końcu wrzucono Katar, który jest do dziś :D
Nawet wolałbym południowoafrykańską rundę, no ale cóż – lepiej na pewno dla nas, że wrzucili Lagunę, niż gdyby kalendarz miał zmaleć do 12 rund (to już w ogóle byłaby parodia ze strony Dorny).
Wolę RPA, jakoś mam sentyment do tego toru z dawnych SBK.