Home / MotoGP / Edwards i Rossi opowiadają o kolizji z Simoncellim

Edwards i Rossi opowiadają o kolizji z Simoncellim

Dopiero niedawno biorący udział w kolizji z Marco Simoncellim – Colin Edwards oraz Valentino Rossi zdecydowali się opowiedzieć, jak to wyglądało z pokładu ich motocykli…

Z punktu widzenia każdego, kto oglądał wyścig w Malezji wyglądało to tak, że #58 zaliczył uślizg motocykla, ale za wszelką cenę chciał go wyprostować. Wciąż trzymając się kierownicy Włocha zaczęło jednak ściągać na wewnętrzną jedenastego zakrętu i chociaż ominęli go Alvaro Bautista i Nicky Hayden, to Colin Edwards oraz Valentino Rossi nie mieli czasu na reakcję i uderzyli w „SuperSica”.

 

Pomimo przetransportowania Włocha do Clinica Mobile, trwająca czterdzieści pięć minut reanimacja nie przyniosła skutków. Echem po Internecie odbił się skandaliczny film pokazujący jak udzielano 24’latkowi pierwszej pomocy na torze (między innymi potknięcie się jednego z wirażowych i zrzucenie go z noszy!). Sam ojciec Marco – Paolo Simoncelli poprosił, by nie obwiniać ich o nic, bowiem jego syn zginął praktycznie na miejscu. U byłego Mistrza Świata klasy 250cc zdiagnozowano rozległe obrażenia głowy, karku oraz klatki piersiowej.

 

Jako pierwszy zawodnik spośród tych dwóch zaangażowanych w kolizję z Simoncellim, zdecydował wypowiedzieć się Colin Edwards. On sam po zderzeniu z #58 przewrócił się, dość mocno uszkadzając prawy bark. To sprawiło, że po powrocie do Stanów Zjednoczonych nie mógł on podróżować i udać się na pogrzeb zawodnika teamu San Carlo Honda Gresini, nad czym bardzo ubolewał. Niestety w jego stanie podróże były absolutnie zakazane, a sam #5 nie startuje też w ten weekend podczas zmagań o Grand Prix Walencji.

 

„Ostatnie dni nie były łatwe, zwłaszcza pierwsza doba po wypadku. Zadawałem sobie tysiące pytań: czy mogłem zrobić coś inaczej? Po powrocie do domu widziałem film z kraksy i wtedy szybko znalazłem odpowiedź: nie, nie mogłem zrobić nic, by uniknąć zderzenia z Marco, podobnie jak Valentino. To straszne uczucie stracić przyjaciela, a ja zapewne czułbym to samo nawet gdybym nie uczestniczył w tym wypadku,” mówił 37’latek z Houston dla La Gazzetta dello Sport,

Zawodnik, który za rok reprezentować będzie barwy teamu Forward Racing w klasie MotoGP wypowiedział się na temat tego, czy rozważał zakończenie kariery. „Myślałem o tym przez jeden dzień, ale gdy zobaczyłem zdjęcia, od razu przestałem. Straciliśmy jasno świecącą gwiazdę, Marco był kochany przez kibiców za jego osobowość, charakter i charyzmę. Ludzie kochają nasze wyścigi, ale my możemy im pokazać nie tylko to, jak się ścigamy, ale też przekazać to, kim jesteśmy. Marco był osobowością, jakich wielu nie ma w MotoGP i jestem pewien, że niektórzy się ze mną nie zgodzą. Bardzo podobało mi się jego sposób kontaktu z fanami.”

 

Dopiero podczas wczorajszej konferencji prasowej na torze imienia Ricardo Tormo więcej o wypadku postanowił powiedzieć Valentino Rossi. Ci dwaj Włosi byli prawdziwymi przyjaciółmi, widywali się ze sobą praktycznie codziennie i ścigali na wszystkim, co posiadało silnik. Po śmierci „SuperSica” #46 robił co w jego mocy, by jak najwięcej czasu spędzać z rodziną Marco, która jest dla niego jak grono przyjaciół. Już jutro natomiast „The Doctor” zacznie ścigać się w specjalnym kasku, pomalowanym właśnie by uczcić pamięć jego przyjaciela, którego, jak sam powiedział, traktował jak młodszego brata.

 

„Widziałem film z wypadku i dane z motocykla. Marco był duży, znacznie większy niż większość zawodników MotoGP. Często mocno wykorzystywał swoje ciało nie tylko do jazdy, ale też do walki z rywalami. Myślę, że wówczas nie chciał się on przewrócić i próbował podpierać się swoim ciałem. Jego ciało jednak zadziałało w pewien sposób jak trzecia opona, a jego motocykl zamiast się przewrócić – powrócił na tor,” komentował 32’latek z Tavullii, który film z wypadku obejrzał po powrocie do domu z Kuala Lumpur.

 

„Z pewnością miał on sporego pecha, bo chociaż w ostatnich latach znacznie poprawiliśmy bezpieczeństwo, to jednak tego typu incydenty pozostają tymi najbardziej niebezpiecznymi, zwłaszcza na początku wyścigu, gdy wszyscy jadą blisko siebie,” mówił dalej 9’krotny Mistrz Świata. „Pamiętam, że jechałem zaraz za Colinem w tym zakręcie, a w następnej chwili Marco znalazł się na środku toru pod niewyobrażalnym kątem. To tak, jakby ktoś nagle wyskoczył przed ciebie na skrzyżowaniu. Nie mogłem nic zrobić.”

 

Na cześć Marco Simoncelliego jego imieniem nazwano tor, w pobliżu którego mieszkał praktycznie przez całe życie – Misano World Circuit.

AUTOR: nelka-23

Zainteresowana wszelkiego rodzaju sportami motorowymi, głównie MotoGP, WSBK oraz F1. Studentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Z portalem MOTOGP.PL związana od maja 2006 roku, od 2012 współpracująca z zespołem LCR Honda startującym w MotoGP.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
138 zapytań w 1,171 sek