Home / MotoGP / Fiat Yamaha zgarnia wszystko – podsumowanie sezonu|G

Fiat Yamaha zgarnia wszystko – podsumowanie sezonu|G

Nadszedł czas na ostatnie podsumowanie minionego już sezonu. Specjalnie dla Was od blisko dwóch tygodni prezentowaliśmy na naszej stronie opisy roku 2009 w wykonaniu poszczególnych zespołów. Dziś, kończąc serię owych artykułów, przedstawiamy ostatni z niNadszedł czas na ostatnie podsumowanie minionego już sezonu. Specjalnie dla Was od blisko dwóch tygodni prezentowaliśmy na naszej stronie opisy roku 2009 w wykonaniu poszczególnych zespołów. Dziś, kończąc serię owych artykułów, przedstawiamy ostatni z nich i przypominamy ubiegły cykl zmagań w ekipie Fiat Yamaha Team.

Podczas przedsezonowych testów w Sepang bardzo dobrze poszło szczególnie Valentino Rossi’emu. Przypomnijmy, że jeździł tam z kontuzją stopy, jakiej nabawił się kilka dni przed rozpoczęciem prób w swoim domu. Oficjalnie Włoch miał zasłaniać zasłony i upaść na szklany stolik, raniąc stopę i palec serdeczny lewej ręki. Przez wszystkie trzy dni owych testów „The Doctor” znajdował się bardzo blisko Casey’a Stonera i pomimo, że nie wykonał symulacji wyścigu był zadowolony. Drugi kierowca opisywanego zespołu – Jorge Lorenzo poradził sobie nieco gorzej, notując czas o blisko sekundę gorszy od wyżej wspomnianego Australijczyka, a od swojego zespołowego kolegi był o 0.8sek wolniejszy.

Na początku marca odbyły się próby w Katarze, ale tam fabryczny zespół Yamahy już nie zachwycił. #99 uplasował się na drugim miejscu, jednak do lidera stracił aż sekundę! Hiszpanowi nie pomogło nawet to, że przez całe te testy na Losail Intrenational Racetrack pokonał najwięcej okrążeń z całej stawki. „Wypróbowaliśmy różne ustawienia, które mi pomogły. Przede wszystkim jednak muszę się jeszcze dopasować i znaleźć sposób, by jeździć bardziej komfortowo, a co za tym idzie — szybciej,” mówił Jorge, który wciąż dostosowywał się dla niowych dla siebie opon marki Bridgestone. Zaledwie 0.2sek za „Por Fuerą” uplasował się drugi zawodnik ekipy Fiat Yamaha Team – „The Doctor”. Włoch jednak nie był tym wszystkim przejęty, bowiem jak sam mówił: „Stoner jest szybki, ale nie jestem tym zmartwiony, bowiem mamy dobre pomysły na wyścig. Jeśli za miesiąc temperatura będzie o kilka stopni wyższa — będzie dobrze.”

Ostatnie testy przed sezonem 2009 poszły owej ekipie naprawdę nieźle. Pierwszego dnia na torze Jerez de la Frontera jej zawodnicy wywalczyli dwie pierwsze pozycje, a oddzieliło ich zaledwie 0.05sek. Podczas porannej niedzielnej sesji do lidera Casey’a Stonera nie stracili zbyt dużo, jednak podczas „super sesji kwalifikacyjnej” było już nieco gorzej. Sam trening „kwalifikacyjny” przerwano pod sam koniec, przez co Valentino stracił do Australijczyka sześć dziesiątych sekundy i uplasował się na drugiej pozycji. Mimo tego, nowe BMW 135i trafiło w ręce #27, a jak komentował 30’latek z Urbino: „Tuż przed wywieszeniem czerwonej flagi [po upadku Jamesa Toselanda – przyp. autora] byłem na szybkim kółku, na którym to zresztą mnie zablokowano, a później sesja została wstrzymana. Oznaczało to, że po wznowieniu mieliśmy mało czasu na jazdę, zanim spadł deszcz. Z drugiej strony wydaje mi się, że Fiat nie chciałby, żebym wygrał samochód innego producenta!” żartował Włoch. Jorge Lorenzo uplasował się z kolei na pozycji numer cztery, ale do swojego zespołowego kolegi stracił pół sekundy. Ogólnie jednak Hiszpan był zadowolony z wizyty w Andaluzji, bowiem dobrze czuł się na maszynie i twardych oponach Bridgestone.

Nadeszła pierwsza, tak mocno oczekiwana, runda sezonu 2009 – Grand Prix Kataru. Już po pierwszych treningach wolnych i kwalifikacjach wiadome było, że duet fabrycznego zespołu producenta spod znaku trzech skrzyżowanych kamertonów nie da rady walczyć o zwycięstwo. W sesji QP Rossi wywalczył drugi, a Lorenzo trzeci czas. Strata #46 do lidera nie była jednak aż tak duża, jak się tego spodziewano. Jego wynik okazał się bowiem pół sekundy gorszy od Casey’a Stonera i zaledwie 0.02sek lepszy od #99. W niedzielę przed samym startem przeszła nad torem ulewa, więc zmagania przeniesiono na poniedziałek. Rossi wiedział, że jeśli chce walczyć o zwycięstwo, od początku nie może dać uciec Australijczykowi. „W środkowej fazie przejechałem sześć czy siedem kółek szybszych niż Stonera, ale nie mógłbym utrzymać tego tempa do końca. Byłoby to zbyt ryzykowne, więc zadecydowałem, że lepiej jest wywalczyć dwadzieścia punktów,” przyznał Włoch, który słabo wystartował i zanim wyprzedził Lorisa Capirossi’ego oraz „Por Fuerę”, #27 był już za daleko. Jak sam jednak mówił — warunki na torze w poniedziałek zmieniły się względem niedzieli (chodziło tu o kierunek wiatru) i to podobno sprawiło, że nie był on w stanie walczyć o triumf. 22’latek z Majorki z kolei finiszował jako trzeci, a do Vale stracił aż dziewięć sekund. „Jestem bardzo zadowolony z tego, iż dojechałem na podium. Cieszę się z tej części wyścigu, podczas której zaliczyłem kilka wyprzedzeń i mogłem nieco zaryzykować. Przyczepność była lepsza, ale moja tylna opona ślizgała się, więc jest to problem, który musimy wyeliminować,” komentował wówczas Jorge.

W drugim weekendzie Grand Prix, odbywającym się w Japonii ekipa Fiat Yamaha nie miała już sobie równych, chociaż po pierwszych treningach wcale się na to nie zanosiło. W sesji FP1 Rossi rzutem na taśmę wywalczył pierwszy czas, a Jorge był trzeci ze stratą blisko pół sekundy do swojego zespołowego kolegi. I choć Włoch cieszył się z tego zwycięstwa, nie wiedział, jak okaże się ono cenne. W sobotę organizatorzy rundy na torze Twin Ring Motegi zmuszeni byli odwolać kwalifikacje z powodu potężnych opadów deszczu, przez co zawodników ustawiono na starcie według czasów z treningów. Hiszpan z kolei ciągle podkreślał, że bardzo dobrze czuje się na maszynie. W niedzielę atomowym startem popisał się Valentino, który od razu odskoczył stawce. „W pewnej chwili nie mogłem jednak jechać tak jak chciałem. Jorge dogonił mnie i wyprzedził, a gdy znowu złapałem rytm, nie mogłem go dogonić,” przyznał „The Doctor”. Lorenzo bardzo cieszył się ze swojego triumfu, notabene dopiero drugiego w MotoGP. „Zacząłem łapać swój rytm i dojechałem do Vale. Wyprzedziłem go i udało mi się uzyskać nad nim małą przewagę, która wynosiła około półtorej sekundy. On jednak nadal podążał za mną, więc było ciężko,” przyznał #99.

Zmagania na torze Jerez de la Frontera przyniosły znowu małą niespodziankę. Najpierw Valentino Rossi zdominował pierwszy trening wolny, by w kwalifikacjach wywalczyć czwarty czas i stracić do pierwszego wówczas Lorenzo aż siedem dziesiątych sekundy! Po QP Włoch dawał do zrozumienia jedno: „nie mam żadnych szans na zwycięstwo.”. W niedzielę tymczasem „The Doctor” ruszył do wyścigu na swoim poziomie, czyli ani nie zyskał, ani nie stracił. Po kilku okrążeniach był już jednak drugi, by na dziesięć okrążeń do końca zaatakować Dani’ego Pedrosę i odjechać mu. „Dokonaliśmy sporych zmian, bym lepiej czuł się na maszynie w zakrętach. Wszystko pracowało świetnie, więc ogromne dzięki dla Jeremmy’ego [Burgessa] i moich chłopaków! Zmiany te od rana spisywały się bardzo dobrze, a po rozgrzewce poprawiliśmy jeszcze kilka ustawień, dzięki czemu jeszcze lepiej czułem się na mojej M1-ce i Bridgestone’ach,” komentował 30’latek, który po zakończeniu wyścigu przypomniał swój numer sprzed dziesięciu lat, kiedy wszedł do toi-toi’a. Tym samym uczcił on swoje 98-me zwycięstwo w karierze i wyjście na pozycję lidera w klasyfikacji generalnej. Jorge Lorenzo mocno rozczarował, bowiem już od początku nie był w stanie nawiązać walki w czołówce. Pod koniec, jadąc na pozycji numer cztery, złapał drugi oddech i zaczął wściekle gonić trzeciego Casey’a Stonera, jednak całą swą pracę zaprzepaścił cztery okrążenia przed metą. To właśnie wtedy upadł on w zakręcie imienia Angela Nieto i nie spełnił swego marzenia, jakim była chęć stanięcia na podium przed własnymi kibicami. „„Jestem bardzo rozczarowany, bowiem cały weekend byłem szybki, a dodatkowo stałem na Pole Position. Niestety temperatura sprawiła, że motocykl nie spisywał się tak, jak chciałem. Póki co, nie wiemy, co było tego przyczyną. To bardziej rozczarowujące niż sam wypadek,” mówił wyraźnie niezadowolony #99.

We Francji role znowu się odwróciły, i tym razem to Hiszpan był na szczycie, a Włoch na dnie — w sensie dosłownym. W zwariowanym wyścigu podczas którego zawodnicy zmieniali motocykle z tych obutych w opony typu „wet” na te ze slickami, wszystko potoczyło się po myśli Jorge Lorenzo. Hiszpan bardzo dobrze ruszył z drugiego pola i jeszcze na pierwszym kółku wyszedł na prowadzenie. #99 jako ostatni zmienił maszynę i niezagrożony, z przewagą bagatela siedemnastu sekund (!), wygrał wyścig na obiekcie Le Mans. Drugi kierowca opisywanej tutaj ekipy – Valentino Rossi po starcie z czwartego pola już po trzech kółkach był zaraz za „Por Fuerą”. Później zbyt wcześnie zjechał do boksu i upadł na śliskiej nawierzchni. Zjechał by zmienić motocykl, ale wówczas przekroczył w alei serwisowej dozwoloną prędkość 60km/h i musiał odbyć karę przejazdu przez pit-lane. To sprawiło, że dojechał on na ostatnim, szesnastym miejscu, a na czoło tabeli generalnej wyszedł Jorge, który wyprzedzał drugiego Rossi’ego i Stonera o zaledwie jeden punkt.

Podczas zmagań na włoskim obiekcie Mugello znów byliśmy świadkami nieoczekiwanych wydarzeń. W kwalifikacjach Jorge Lorenzo wywalczył Pole Position, a jego zespołowy kolega był czwarty po tym, jak na jego szybkim kółku zaczepił się za nim Loris Capirossi i wypchnął go z pierwszej linii. Na okrążeniu wyjazdowym z boksów w niedzielę, Hiszpan próbował pojechać na slickach (tor był mokry, sytuacja taka sama jak na Le Mans), jednak przewrócił się w jednym z zakrętów. W rywalizacji po pewnym czasie na czoło stawki wyszedł #46, którego w niedługim czasie wyprzedził jednak… Marco Melandri. Po zmianie motocykla Włoch jednak zaczął tracić dystans, i został wyprzedzony przez Stonera oraz „Por Fuerę”. Później okazało się, że na przód motocykla Vale założono twardą oponę, podczas gdy miękka mogłaby gwarantować zwycięstwo. „Oczywiście jestem rozczarowany, że znów nie wygrałem na Mugello, ale siedem razy z rzędu to naprawdę niezły wynik, a ważne jest to, iż uplasowałem się na podium. Bycie na pudle tutaj to szczególna chwila i byłoby mi przykro, gdybym nie mógł zobaczyć tych wszystkich kibiców pod podium,” komentował Włoch. Dla #99 to drugie miejsce było, jak sam przyznał, porównywalne z zainkasowaniem dwudziestu pięciu punktów. Wszystko dlatego, że niedzielne zmagania w jego wykonaniu mogłyby posłużyć jako scenariusz do małego thrillera.

Grand Prix Katalonii 2009 z pewnością jeszcze na długo pozostanie w pamięci fanów MotoGP. Wszystko za sprawą dramatycznego pojedynku, jaki zgotowali nam zawodnicy ekipy Fiat Yamaha. Przez cały weekend obaj jeźdźcy tego teamu szli łeb w łeb, różnica pomiędzy nimi praktycznie nie istniała. Pole Position przypadło faworytowi miejscowej publiczności – Lorenzo, ale Rossi był zaledwie 0.013sek za nim! Do wyścigu obaj ruszyli bardzo dobrze, a z czasem odjechali stawce. Obaj sprawdzali swoje możliwości i obaj wiedzieli, że rywalizacja toczyć się będzie do ostatniego okrążenia. Na jednym z ostatnich kółek #46 zaatakował 22’latka z Majorki skutecznie, jednak ten próbował wyjść na prowadzenie maksymalnie opóźniając hamowanie przed pierwszą szykaną. Włoch jednak wtedy nieco odpuścił hamulce i nie dał się wyprzedzić. Kółko później na kilometrowej prostej Jorge znalazł się przed „The Doctorem”, a na ostatniej cyrkulacji wielokrotny Mistrz Świata atakował jak oszalały. Najpierw chciał wyjść przed rywala w czwartym zakręcie, a na końcu tylnej prostej #99 zamknął drogę do ataku. Valentino zdecydował się więc na szaleńczy atak w ostatnim zakręcie (którego o mały włos nie przypłacił upadkiem), który pozwolił mu wygrać z przewagą zaledwie 0.095sek! „Jak to mówimy we Włoszech — „Mamma Mia!” Myślę, że szczerze mogę powiedzieć, iż jest to jedno z najlepszych ale i najtrudniej wywalczonych zwycięstw w karierze,” komentował Vale, a #99 Jorge twierdził z kolei, iż: „To była niesamowita walka i rewelacyjny show dla wszystkich. Cieszę się, że mogłem być tego częścią. Oczywiście jestem zawiedziony, bowiem wkładałem w jazdę całe serce, a wcześniej w mojej karierze zwykle wygrywałem takie pojedynki na ostatnim okrążeniu. Dziś jednak pod koniec Valentino był trochę sprytniejszy i odważniejszy ode mnie, dzięki czemu mnie pokonał.”

Zmagania o Dutch TT, podobnie jak te w Katalonii, na pewno na długo pozostaną w pamięci Rossi’ego. Włoch po starcie z Pole Position, w samym wyścigu nie dał rywalom żadnych szans i wygrał swój setny wyścig w karierze Motocyklowych Mistrzostw Świata. Po zmaganiach jego fan-club rozwinął 25-cio metrowy transparent, na którym widniały zdjęcia ze wszystkich triumfów Włocha, jakie odniósł od swego debiutu w 1996 roku. „To bardzo emocjonujący moment, a to setne zwycięstwo z całą pewnością będę pamiętał do końca życia. Kiedy wygrałem siedemdziesiąty wyścig, wydawało mi się, że przede mną długa droga by uzyskać dzisiejszy wynik. Udało mi się jednak to osiągnąć, a droga do tego rekordu była świetna.” Lorenzo bardzo chciał z kolei wygrać po tym, jak w kwalifikacjach był trzeci. Hiszpan jednak słabo wystartował, a później musiał męczyć się z wyprzedzaniem kolejnych rywali. „Próbowałem gonić Vale, ale w niektórych miejscach nie byłem tak szybki jak on. (…) Po pewnym czasie zacząłem czuć, że to „koniec” przedniej gumy, więc wolałem bezpiecznie dojechać jako drugi.” Warto też zaznaczyć, że podium wywalczone w Holandii przez #99 było jego pięćdziesiątym w karierze. Fiat Yamaha miała zatem co świętować.

Rywalizacja o Grand Prix Stanów Zjednoczonych przyniosła kolejne podwójne podium dla opisywanego zespołu, ale też małe zaskoczenie. W kwalifikacjach górą był Jorge Lorenzo, jednak dwukrotnie notował on upadki, dwukrotnie w dziesiątym zakręcie toru. Jedyne, czym te przysłowiowe gleby się różniły to tym, iż pierwsza zdarzyła się po uślizgu przedniego koła, a druga po uślizgu tyłu. O ile w tej pierwszej „Por Fuera” nic nie uszkodził, o tyle po tej mającej miejsce na trzy minuty do końca kwalifikacji wylądował on w centrum medycznym. Dopiero po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, iż zwichnął on prawy obojczyk i złamał jedną z kości w prawej stopie. Ostatecznie na Laguna Seca górą był Dani Pedrosa, a po krótkiej walce pomiędzy #46 i #99, zwycięsko z niej wyszedł ten pierwszy. Warto też zaznaczyć, że podczas próby ataku Jorge na „The Doktorze” Hiszpan o mały włos nie wyleciał w żwir w ostatnim zakręcie. Pod sam koniec ta dwójka zaczęła szybko zbliżać się do #3, który mocno zwolnił tempo, jednak ostatecznie zawodnik Repsol Honda Team obronił się przed 30’latkiem z Urbino.

W Niemczech powtórzyła się sytuacja z Montmelo, chociaż nie do końca. W mokrej sesji kwalifikacyjnej górą był Rossi, który wyprzedził Jorge o blisko pół sekundy. We wszystkich suchych sesjach treningowych Włoch jednak wyraźnie odstawał od rywali i nie wydawało się, aby miał on szansę na zwycięstwo. W samym wyścigu Vale po raz kolejny pokazał geniusz nie tylko swój, ale także i mechaników, którzy po raz kolejny postanowili zaryzykować z ustawieniami. Po starcie do wyścigu w pierwszy zakręt na czele wszedł właśnie Valentino, a Lorenzo utknął na czwartej pozycji. Po pewnym czasie #46 na prowadzeniu zmienił Stoner, a i #99 wyszedł przed swojego team-partnera. „The Doctor” jednak znowu zaatakował i na trzynaście kółek do końca objął prowadzenie. Po chwili przed Casey’a wyszedł także i „Por Fuera”. Duet Fiat Yamaha zaczął odjeżdżać reszcie, a walka o dwadzieścia pięć punktów znowu miała rozegrać się między nimi. Hiszpan wyprzedził Włocha na pięć kółek do końca w pierwszym zakręcie, jednak już trzy cyrkulacje później, w tym samym miejscu, musiał uznać wyższość zespołowego kolegi. Na ostatnim okrążeniu Jorge próbował jeszcze zaatakować Rossi’ego w pierwszym nawrocie, jednak #46 obrał bardzo defensywną linię, przez co 22’latek z Majorki nie był w stanie go wyprzedzić.

Po wielu sukcesach na początku sezonu, o czym świadczyć może aż siedem podwójnych wizyt na podium dla zespołu Fiat Yamaha, w Wielkiej Brytanii przeżyli oni małe rozczarowanie. Do wyścigu #46 ruszał z Pole Position (co było małym zaskoczeniem), z kolei Jorge wywalczył w sobotę trzecie pole startowe. W niedługim czasie obaj ci kierowcy znaleźli się na prowadzeniu, jednak ich radość nie trwała długo. Na dziewiątym kółku, mając już półtorej sekundy przewagi nad resztą stawki, Lorenzo najechał na śliski krawężnik i wpadł w poślizg. Po wywrotce próbował powrócić na tor, ale uszkodzenia motocykla mu na to nie pozwoliły. Na czele znalazł się więc 30’latek z Urbino, za którym koło w koło podążał Andrea Dovizioso. Na dwudziestym kółku, po uślizgu przedniego koła w szykanie imienia Carla Fogarty’ego na deskach wylądował z kolei „The Doctor”. Miał on jednak więcej szczęścia niż „Por Fuera” i wrócił do rywalizacji na jedenastej lokacie. Dobre tempo i determinacja pozwoliły mu jednak dojechać do mety na pozycji numer pięć, wyprzedzając w owej szykanie na ostatnim kółku piątego wówczas Jamesa Toselanda. W Grand Prix Czech znowu w żwirze wylądował Lorenzo. Po udanych kwalifikacjach (drugie miejsce) po raz kolejny walczył on z Rossim o zwycięstwo. Na jednym z zakrętów popełnił on jednak błąd i musiał pożegnać się z rywalizacją. Tym sposobem startujący z Pole Position (pomimo upadku pod sam koniec kwalifikacji!), Vale niezagrożony pomknął do mety po 25 punktów i powiększenie przewagi w klasyfikacji generalnej aż do pięćdziesięciu „oczek”. Wówczas strata wydawała się dla #99 nie do odrobienia, ale jak wiemy, nie takie rzeczy działy się już w wyścigach.

Tym razem boleśnie o tych realiach przekonać mógł się #46 przy okazji rywalizacji na Indianapolis, gdzie wygrał przed rokiem. Kwalifikacje nie ułożyły się do końca po jego myśli, bowiem rzutem na taśmę wywalczył trzeci czas, tracąc do lidera 0.9sek! Nie lepiej poszło „Por Fuerze”, który choć uplasował się oczko przed swoim głównym rywalem w „generalce”, to do pierwszego Pedrosy stracił pół sekundy! Kiedy jednak po kilku okrążeniach niedzielnego wyścigu z dalszej rywalizacji wypadł właśnie Dani (ostatecznie dojechał dziesiąty), wydawało się, że rywalizacja o triumf znów rozegra się pomiędzy „Fiatowcami”. Na dziewiątym okrążeniu #99 wyprzedził „The Doctora”, a kółko później Włoch popełnił w pierwszym zakręcie błąd (w tym samym miejscu stracił pozycję lidera). W następnym łuku #46 zaliczył uślizg przodu i wylądował na deskach. Choć wrócił do rywalizacji — ostatecznie musiał się z niej wycofać, a Lorenzo zmniejszył stratę w „generalce” do dwudziestu pięciu punktów. W Misano Adriatico 30’latek z Urbino zrewanżował się jednak za wydarzenia z „Cegielni” i to z nawiązką. „The Doctor” wygrał wszystkie sesje treningowe, kwalifikacje oraz sam wyścig. W sobotę i niedzielę ścigał się on w okazjonalnym kasku z rysunkiem głowy osła. Jak sam wówczas on tłumaczył: „Mam na kasku osła, bowiem gdy popełnisz błąd, we Włoszech mówimy, że jesteś osłem. A ja przewróciłem się w końcu na torze Indy! Sądzę, że to całkiem zabawne..” Na drugiej lokacie finiszował z kolei „Por Fuera”, który znów nie był w stanie nawiązać walki ze swoim team-partnerem. Tym sposobem jego strata do Valentino w klasyfikacji generalnej wzrosła do trzydziestu punktów.

Dwie następne rundy okazały się kluczowe dla losów mistrzowskiego tytułu. W portugalskim Estoril ekipa Fiat Yamaha ścigała się w specjalnym srebrno-białym malowaniu motocykli, aby uczcić wypuszczenie na rynek przez Fiata auta o nazwie Punto Evo. Owe barwy okazały się szczęśliwe dla Jorge Lorenzo, który najpierw wywalczył Pole Position, a w niedzielę bezpiecznie finiszował na pozycji lidera. „Por Fuera” podczas październikowych zmagań w Portugalii ścigał się dodatkowo w specjalnym kasku upamiętniającym pierwsze lądowanie na księżycu. „To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości,” mówił Lorenzo, któremu dzięki problemom #46 udało się zmniejszyć stratę w klasyfikacji generalnej. Valentino przez cały weekend miał problemy z tyłem motocykla, przez co ukończył wyścig jako czwarty. Jego przewaga w „generalce” nad #99 stopniała do zaledwie osiemnastu oczek — sprawa tytułu była więc jak najbardziej otwarta.

W Australii 22’latek z Majorki chciał jeszcze bardziej przybliżyć się do walki o koronę tego najlepszego. Miał ku temu dobrą okazję, bo choć Rossi wywalczył drugie pole startowe, a on sam po raz pierwszy (i jedyny) w minionym sezonie ustawił się na pozycji gorszej niż trzecia (był czwarty), to wierzył, że może przyjechać przed Vale. Wielu szans na to mu jednak nie dawano, bowiem miał on wyraźnie słabsze tempo od Włocha. Ale wszystko potoczyło się zupełnie nie po myśli Hiszpana. Po całkiem niezłym starcie znalazł się on na zewnętrznej, a po swojej lewej stronie miał Nicky’ego Haydena. Po chwili Jorge uderzył w tył maszyny Amerykanina, przez co #69 wyjechał poza tor, a sam winowajca przewrócił się. Jak się okazało, w owym kontakcie uszkodzeniu uległa przednia tarcza hamulcowa w Yamasze z numerem #99, więc Lorenzo nie miał jak zahamować. „Jestem trochę smutny z powodu tego wypadku, nie ze względu na mistrzostwa ale ze względu na mój błąd. Nie spodziewałem się po sobie takiego rodzaju pomyłki. (…) Tak się właśnie dzieje w wyścigach, pomimo że jestem rozczarowany najważniejsze jednak jest, iż nie poturbowałem się zbyt mocno,” tłumaczył dwukrotny Mistrz Świata klasy 250cc. Gdy Rossi otrzymał informację o wywrotce głównego rywala, i tak nie zamierzał odpuszczać liderującemu Stonerowi. Przez spory okres czasu jechał on jak cień za Casey’em, jednak pod koniec Australijczyk podkręcił tempo i 30’latek z Urbino musiał zadowolić się dwudziestoma punktami. „To było bardzo trudne, szczególnie dlatego, że Casey narzucił potężne tempo. Moje ustawienia były jednak dobre i starałem się za nim utrzymać, ale tak by po upadku Lorenzo nie popełnić żadnego błędu. To była świetna walka i spora przyjemność, bowiem pod koniec mocno się ślizgaliśmy,” mówił po zmaganiach na Phillip Island wielokrotny Mistrz Świata.

Dla wielu przyszła długo oczekiwana runda o Grand Prix Malezji. Oczekiwana dlatego, że #46 miał pierwszą „piłkę meczową”. W kwalifikacjach Valentino Rossi spisał się wręcz idealnie, bowiem wywalczył Pole Position. Jego tempo na suchej nawierzchni sprawiało, że miał on realne szanse na przypieczętowanie 9-tego tytułu mistrzowskiego wygrywając przy okazji wyścig. Po rezultatach QP wydawało się także, że Włochowi nie będzie w stanie zagrozić jego zespołowy kolega. Sam wyścig organizatorzy zmuszeni byli przesunąć o pół godziny z powodu potężnej ulewy. Zmagania „Por Fuera” musiał rozpocząć jednak nie z drugiego, a ostatniego pola startowego. Wszystko przez to, iż po pokonaniu pierwszego okrążenia wyjazdowego zjechał jeszcze na aleję serwisową, a zanim znów wyjechał na tor, pit-lane było formalnie zamknięte. Za to więc, że zbyt późno znowu opuścił aleję, przesunięto go na starcie na sam koniec stawki. Szybko jednak piął się w górę klasyfikacji i nim się obejrzeliśmy, on jechał już jako piąty. „Co do zmagań, dzisiejszy dzień był bardzo trudny. Udało nam się poprawić kilka rzeczy podczas rozgrzewki i liczyłem na dobry wyścig, jednak kiedy zaczęło padać, miałem pewne problemy ze skręcaniem. Zaliczyłem jednak chyba najlepszy start w karierze, więc mogłem nawiązać walkę.” Ostatecznie #99 był czwarty. Prawdziwym bohaterem był jednak Rossi, który pomimo idealnego startu, problemów w pierwszym zakręcie i spadku na pozycję numer dziesięć, dzięki błędowi Andrei Dovizioso finiszował na pozycji numer trzy. Owa lokata dała mu oczywiście upragniony, dziewiąty tytuł mistrzowski w karierze i siódmy w klasie królewskiej. „Dziewiąty tytuł to wielkie osiągnięcie, a ja jestem bardzo szczęśliwy! Żeby podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu potrzebowałbym godziny. Bez opadów moglibyśmy mieć zmagania, podczas których o triumf walczyłoby czterech zawodników, jednak pogoda zmieniła wszystko. Nie było to dobre dla nikogo, bowiem cała wykonana praca wzięła w łeb, a dodatkowo „w ciemno” ustawialiśmy motocykl,” przyznał 30’latek. Całą wypowiedź Włocha po wygraniu tytułu na Sepang można znaleźć tutaj.

Ostatnia runda sezonu 2009 – Grand Prix Walencji przyniosła nam z kolei walkę pomiędzy Vale a Jorge o zwycięstwo w klasyfikacji BMW M Award. I choć w kwalifikacjach na torze imienia Ricardo Tormo Hiszpan był trzeci a Valentino czwarty, to i tak nowe BMW trafiło w ręce #46, który aż siedmiokrotnie zdobywał Pole Position. W wyścigu, po upadku Stonera 30’latek liczył na zwycięstwo, jednakże szyki pokrzyżował mu Pedrosa. #3 był po prostu bezkonkurencyjny, przez co Rossi musiał pogodzić się walką z #99 na początku wyścigu i ostatecznym drugim miejscem. Lorenzo z kolei na jednym z pierwszych okrążeń zaliczył potężnego high-side’a, który o mały włos nie zakończył się wywrotką. W trakcie tego incydentu w jego kombinezonie otworzyła się poduszka powietrzna, która utrudniała mu jazdę do samego końca. Pomimo tych kłopotów, „Por Fuera” zakończył sezon tak jak go zaczął, czyli trzecim miejscem.

W klasyfikacji generalnej Fiat Yamaha nie miała sobie równych. Ekipa ta zgromadziła na swym koncie łącznie aż 567 punktów, dwadzieścia pięć wizyt na podium, dziesięć zwycięstw oraz dwanaście Pole Position. Yamaha wywalczyła pierwsze miejsce wśród konstruktorów, zdobywając 386 „oczek” na 425 możliwych. Kierowcy tego teamu – Rossi oraz Lorenzo zajęli dwa pierwsze miejsca zarówno w „generalce” jak również w walce o BMW M Award. Czy można było chcieć czegoś więcej?

Serdecznie zapraszamy do naszej galerii, w której znajdziecie wiele ciekawych zdjęć ekipy Fiat Yamaha z minionego już sezonu 2009.

AUTOR: nelka-23

Zainteresowana wszelkiego rodzaju sportami motorowymi, głównie MotoGP, WSBK oraz F1. Studentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Z portalem MOTOGP.PL związana od maja 2006 roku, od 2012 współpracująca z zespołem LCR Honda startującym w MotoGP.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są gwiazdką *

*

Niniejsza strona internetowa korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie. Dowiedz się więcej w Polityce prywatności.
144 zapytań w 1,511 sek