Joan Mir przyznał, że jest rozczarowany formą Suzuki w pierwszej części sezonu 2021. Obrońca tytułu tylko dwa razy stanął na trzecim stopniu podium. Mistrz świata uważa, że Suzuki stanęło w miejscu.
To kolejne przeciętne kwalifikacje Mira, który traci już 40 punktów do rewelacyjnego w tym roku Fabio Quartararo. W zeszłym roku Francuz również na początku miał dużą przewagę, ale potem ją roztrwonił. W tym roku Mirowi może być jednak trudniej – silnych rywali jest więcej, a Suzuki „kuleje.
„Prawda jest taka, że musimy się poprawiać i naciskać, ponieważ poziom konkurencji w tym roku jest naprawdę wysoki. Wielu producentów poprawiło się, a my nie. Nasz motocykl naprawdę jest dobry. Mamy dobrą bazę. Ale to taki sam motocykl jak w zeszłym roku.” – przyznał Joan Mir po kwalifikacjach.
„Co to oznacza? Byłem dziś 0,2s bliżej do pole position rok temu, ale wtedy byłem ósmy, a dzisiaj dziesiąty. Widać, że nie robimy postępów. Musimy bardziej się postarać, mieć więcej materiałów i więcej rzeczy do potestowania.” – dodał.
„Nieco się boję, bo chcę obronić ten tytuł. Myślę, że Suzuki również. Ale szczerze powiem, że moim zdaniem możemy mocniej naciskać. Bo zespół pracuje naprawdę dobrze. Ale to nie wystarczy. Może inni pracują ciężej? Myślę, że możemy poprawić szybkość, a także dostarczyć więcej nowych części.” – skomentował.
Suzuki jest już jedynym w stawce zespołem, który nie używa systemu obniżającego zawieszenie, aby poprawić przyspieszanie. Nie sprawdzali również wahacza z włókna węglowego. Wiele mówiło się o tym że japoński producent będzie miał swój zespół satelicki, ale jest już niemal pewne, że motocykle Gresiniemu dostarczy Ducati, a inne zespoły pozostaną z dotychczasowymi producentami (z wymianą zespołów Avintia – VR46).
Źródło: crash.net
W poprzednim roku korzystali na błędach i problemach innych z oponami. W tym roku jednak nikogo tak ogumienie nie zaskoczy. Ciułaniem punktów (mam nadzieję) nikt w tym roku tytułu nie wywalczy. :)
I wszystko na to wskazuje. Szczerze? Jak wdrapie się przy tylu problemach z oponami i motocyklem na podium generalki, to już będzie duży sukces, bo Yama i Ducati w tym roku po prostu im uciekły. To możliwe, ale trudneWyszło podejście Suzuki, że skoro raz się udało, to po co iść dalej, przecież silniki są zamrożone. No i brak satelity.
Nie wiem, czy mają też na tyle zasobów, aby gonić. W zeszłym roku Suzuki i KTMowi pomogły opony. To one blokowały tempo Yamy i Ducati. Zamazał też obraz brak Marqueza, który robił różnicę na Hondzie, bo inni zwyczajnie nie potrafią na niej jechać. Osobiście liczę na tytuł Fabio lub Johanna, bo Francja jeszcze mistrza w klasie królewskiej nie miała. :))
Nikt z nich głośno tego nie powie ale ja stawiam, że to jest brak Davide Brivio :)
Joanna, nie bój żaby…Mama przytuli do piersi, ol wil bi ał rajt :D
jaki tytuł? tytuł i tak nalezy przypisac Marcowi, bo gdyby nie wypadek w pierwszym wyścigu to i tak by wygrał, wiec z Mmira taki miszcz na papierze
no dokładnie, w ogóle te zwycięstwa co teraz są to nie powinny być uznane bo gdyby Marek nie miał kontuzji to wiadomo co.
a i jeszcze gdyby Rossi był młodszy to w ogóle.
No niech tak nie płacze, rok temu uzyskiwał podobne wyniki a tytuł był no raz Suzuki nie jest i dawno nie było motocyklem który jest w stanie w normalnych okolicznościach walczyć o mistrzostwo, co najwyżej walczyć o jakieś 2-3 zwycięstwa w sezonie( jeśli nie mają jakiegoś kosmity), podobnie Mir, który nie jest zawodnikiem, który na tym motocyklu jest w stanie wygrać więcej niż 3 wyścigi w sezonie, również jego kolega w zespole wydaje się że jest szybszy i nawet jakby miał taką regularność jak Mir to wyniki niewiele by były lepsze ok rok temu się udało no ale były bardzo sprzyjające okoliczności
Wygrał do tej pory SŁOWNIE 1 w karierze w MotoGP…Hayden wygrał więcej…
Słownie powinno być „jeden” :D
Uwielbiam te wygibasy intelektualne mające na celu wytłumaczenie sobie (i innym?), że mistrzem jednak nie jest ten zawodnik, który na koniec sezonu ma na koncie najwięcej punktów.
Mnie do oglądania MotoGP zwabiło kolarstwo, bo motocykliści często trenują z topowymi kolarzami i te światy się trochę przenikają.Myślałam, że mentalność też jest podobna. I zrobiłam oczy jak 5 złotych z rybakiem, kiedy się zaczęły powtarzać te komentarze, że Mir niezasłużenie został mistrzem, a bo Marqueza nie było, Marquez jakby się nie przewrócił, to by wygrał. Inny świat. Kurde, jak ja oglądam takie brukowane klasyki typu Paryż-Roubaix i tam leży faworyt w kraksie, to wszyscy mówią, że teraz to wyścig się otworzył i zaczął na dobre. Mało tego, tam jest ze trzech ludzi w każdej innej topowej drużynie, którzy tylko po to jadą w wyścigu, żeby taką okazję wykorzystać i temu leżącemu faworytowi zapakować w tyłek 3 minuty straty do czołówki. Niech goni lub odpada. Taka jest cena za błąd/pecha, że peleton odjeżdża, dziękujemy, zapraszamy za rok. A na Tour de France każdy lider drużyny wie, że w pierwszym tygodniu nie da się wygrać wyścigu, ale można go przegrać. I tam idzie gruba kasa na pomocników, żeby ten lider się nie pałętał w środku peletonu i nie leżał w głupiej kraksie. A te kraksy i tak się zdarzają, a bywały lata, że 2/3 głównych faworytów kończyło z połamanymi nogami w krzaczorach albo na ścianie. I nikt nie mówił, że im się coś należało. Cudowne dziecko rozbiło się na zjazdach i połamało miednicę? W zeszłym roku. Tak go stare lisy przewiozły po zjazdach. Szkoła życia imienia Alexa Rinsa :)
Bardziej imienia Randyego de Punieta, Rins jednak coś tam powygrywał