Valentino Rossi kolejny raz przyznał, że wyścig o GP Australii powinien odbywać się w innym terminie – najlepiej w marcu lub kwietniu. Październikowy termin sprawia, że rok w rok jest duże ryzyko natrafienia na fatalną pogodę. Tak właśnie jest w tym sezonie.
W zeszłym roku temperatury na torze były przyzwoite i wynosiły 17’C. W tym roku oscylują wokół 10-12’C, co objawia się bezpośrednim niebezpieczeństwem poprzez trudności z rozgrzaniem ogumienia. „To wielka szkoda, ponieważ to fantastyczne miejsce i wyjątkowy tor. Ale zawsze przyjeżdżamy tu w niebezpiecznym momencie sezonu – czasem mamy szczęście, jak rok temu. Ale częściej mamy pecha – i wjeżdżamy w zimę.” – powiedział Valentino Rossi.
„Problemem jest mnóstwo wody, ale także temperatura. Asfalt jest bardzo chłodny, co jest bardzo niebezpieczne. Jestem jednym z zawodników, którzy chcieliby od pięciu czy sześciu lat zmienić datę rozgrywania tego wyścigu. Szkoda, że jesteśmy tutaj zimą. Gdy się pojawiamy, temperatury osiągają 10’C.” – dodał The Doctor, który wykręcił drugi czas w piątek, ale jego wszystkie dobre wyniki zostały anulowane, ponieważ złamał regulamin dotyczący wykorzystania opon.
Rossi od dawna wnioskuje o inny termin GP Australii. Na torze Phillip Island wczesną w lutym sezon rozpoczyna seria World Superbike. Potem w Australii mamy wyścig Formuły 1 w Melbourne. To wszystko składa się na niemożność zmiany daty.
„Naciskałem na zmiany, ale Carmelo (Ezpeleta) zawsze mówi, że to niemożliwe, bo w marcu jest tu Formuła 1. A oba te wyścigi organizują ci sami ludzie. Szkoda, bo na przykład w Japonii w przeciągu tygodnia mamy i Formułę 1 i MotoGP. Tak samo jest z Włochami – Monza i Misano. Mnóstwo ludzi, wszystko jest w porządku. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby zacząć tu mistrzostwa w marcu, albo nawet jechać już po GP Kataru, kiedy mamy dobrą pogodę. Staram się, ale mam niewystarczającą siłę perswazji.” – dodał #46.
„Tor nie jest szczególnie niebezpieczny, ale w Europie są temperatury rzędu 25’C. Tutaj jest to 10’C. Problemem jest więc pogoda, a nie sam tor.” – zakończył Valentino Rossi, który walczy teraz o tytuł wicemistrzowski.
Źródło: crash.net
Valentino ma w zupełności rację.
Ja bym to widział tak:
najpierw Japonia, potem Malezja, Tajlandia, Indonezja i Australia już w listopadzie, a późnym listopadem Walencja, chyba będzie tam jeszcze wystarczająco ciepło. I mamy wtedy przerwę międzysezonową w postaci grudnia (święta są, więc możemy wybaczyć), styczeń (brr, zapadamy w sen zimowy), luty (przesunąłbym Superbike z końca lutego bardziej w środek, jak nie początek lutego, podobnie rundę w Tajlandii i Aragonii o jakieś 2 tygodnie wcześniej) i w środku marca startował z MotoGP.
W dodatku EWC teraz zmienia się na system jesień-wiosna, to wcisnąłbym w styczniu jakiś superprestiżowy wyścig gdzieś u Arabów, żebyśmy mieli drugą Suzukę.
I w taki sposób byśmy mieli przerwę od wyścigów ledwie dwumiesięczną, a w połowie przerwy fajny wyścig długodystansowy. Ach, rozmarzyłem się trochę :D