Przedostatni wyścig tego roku – Grand Prix Walencji był wydarzeniem pełnym napięcia dla zespołu Suzuki, a także pierwszą okazją dla Joana Mira by rozegrać piłkę meczową i zapewnić sobie mistrzowski tytuł. Młody zawodnik z Palma de Mallorca przejechał bardzo wyważony i przemyślany wyścig zapewniając sobie tytuł mistrza świata MotoGP na jeden wyścig przed końcem sezonu 2020.
Joan Mir i Alex Rins startowali do wyścigu odpowiednio z 12. i 14. pola startowego. Obaj wiedzieli, że będzie bardzo trudno powtórzyć historyczny dublet zdobyty podczas Grand Prix Europy przed tygodniem. Mimo to zaliczyli solidny start zyskując kilka pozycji już w pierwszym etapie wyścigu. Kiedy Rins gonił za prowadzącą grupą, Mir jechał bezpiecznie i strategicznie, skupiając się na odpowiednim rozgrzaniu twardej przedniej opony, zanim podjął atak na zawodników jadących przed nim. Już na 11. okrążeniu Rins przesunął się na piątą pozycję, a Mir wyszedł na ósme miejsce zaledwie jedno okrążenie później.
Gdy do końca pozostało tylko kilka okrążeń, Rins ustalił równe i szybkie tempo wyścigowe, by utrzymać atakujących rywali za sobą. Ostatecznie udało mu się ukończyć zawody na solidnej, czwartej pozycji, jednocześnie pomagając zespołowi Suzuki Ecstar zapewnić sobie tytuł mistrzowski w klasyfikacji zespołów.
Świadom tego, co musi zrobić, żeby sięgnąć po mistrzowskie laury, Mir nie ulegał presji – rozgrywał inteligentny i spokojny wyścig. Joan nie podejmował nadmiernego ryzyka, zachowywał chłodną głowę i ostatecznie zakończył GP Walencji na siódmym miejscu. Ten wynik dał mu aż 29 punktów przewagi w klasyfikacji generalnej na zaledwie jeden wyścig przed końcem sezonu i zapewnił mu tytuł mistrza świata MotoGP sezonu 2020. To niesamowite osiągnięcie, zdobyte zaledwie w drugim sezonie startów w królewskiej klasie. To również historyczny dzień dla Suzuki, które zdobyło pierwszy tytuł w najwyższej klasie od 20 lat, świętując jednocześnie swoje stulecie, a także jubileusz 60 lat startów w wyścigach motocyklowych.
„Po pierwsze ogromne gratulacje dla Joana! Ten sezon był bardzo trudny, nie tylko dlatego, że konkurencja była bardzo mocna, ale również przez sytuację na świecie spowodowaną przez Covid-19. Alex również zaliczył dobry występ i pomógł nam zdobyć trofeum mistrzowskie w kategorii zespołów – kolejne wspaniałe osiągnięcie! Ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy walczyli razem z nami by uczynić ten sezon wyjątkowym – szczególnie naszym sponsorom i wszystkim pracownikom orz kibicom. Bardzo się cieszę, że wreszcie udało nam się spełnić nasze największe marzenie.” – powiedział Ken Kawauchi, dyrektor techniczny zespołu Suzuki Ecstar.
„To niesamowite uczucie, nie mogliśmy liczyć na nic więcej! Zdobycie tytułu w tym roku, kiedy Suzuki obchodzi swoje stulecie istnienia i dodatkowo 60. rocznicę startów w wyścigach, kiedy od ostatniego tytułu również minęło okrągłe 20 lat – w najbardziej szalonych snach nie mogłem wyobrazić sobie czegoś lepszego niż to. To naprawdę wspaniałe. Wielkie gratulacje przede wszystkim dla Joana, zwłaszcza za solidne i profesjonalne podejście przez cały sezon 2020. Alex również spisał się dziś bardzo dobrze zdobywając 4. miejsce. Ostatecznie muszę też podziękować wszystkim pracownikom zarówno tu na torze, jak i tym pracującym w Japonii – pracowaliście na to bardzo ciężko. Dziękuję wam za wszystko.” – powiedział Davide Brivio, menedżer zespołu.
„Mistrz świata?! To brzmi niesamowicie! W tym momencie bardzo trudno znaleźć słowa by opisać to co czuję, ale musze podziękować wielu ludziom, a przede wszystkim Suzuki za szanse jaką mi dali. Cieszę się, że mogłem odwdzięczyć im się zdobytym mistrzostwem. To wspaniałe uczucie i ogromny zaszczyt być tym, który dał im mistrzowską koronę po dwudziestu latach przerwy. Cały zespół spisał się niesamowicie i jestem bardzo szczęśliwy, że udało się osiągnąć wymarzony tytuł. Przeszedłem długą drogę od momentu, kiedy byłem dzieckiem praktycznie bez funduszy na ściganie i za to poświęcenie podziękowania należą się również mojej rodzinie. Pracowałem bardzo ciężko by dostać się na szczyt, a nagroda za to jest wspaniała. Dzisiejszy wyścig nie był łatwy, ale osiągnąłem wynik, którego potrzebowałem i mam nadzieję, że runda w Portimao będzie wspaniałym zwieńczeniem tego sezonu. Teraz czas na odpowiedzialne świętowanie.” – powiedział Joan Mir.
„Koniec końców nie zdołałem sięgnąć po tytuł, ale bardzo się cieszę, że udało się to Joanowi i Suzuki! To niesamowite, że zdobył mistrzostwo zaledwie w swoim drugim sezonie w kategorii MotoGP. Cały zespół ciężko na to pracował więc to uczucie jest wyjątkowe także dla mnie. Dziś Franco zaprezentował bardzo mocne tempo i było mnie stać zaledwie na czwarte miejsce, ale wciąż pozostaję w walce o tytuł wicemistrzowski, więc jestem zadowolony z tego wyniku. Mam nadzieję, że w Portimao uda się zakończyć sezon w najlepszy możliwy sposób!” – powiedział Alex Rins.
Źródło: inf. prasowa
Przyznam się, że zastanawiałem się dlaczego Suzuki wybrało właśnie Mira. Wydawał mi się średni i bezbarwny. Ale miło było się zdziwić.
grzesiek811 to chyba nie widziałeś co robił w Moto3????
Tak, nie ukrywam, że moto 3 nie śledzę. Nie widziałem.
W Moto3 dzielił i rządził w 2017 roku, co nie jest łatwe. Ale podobnie czynił średniak Kent. Najniższa klasa nic tak na prawdę nie dowodzi. Potem jednak przyszedł obiecujący, choć niełatwy sezon w Moto2. Byli tacy, co lepiej sobie w debiucie radzili. Debiutancki sezon był trudny. W tym roku Suzuki jest zdecydowanie najlepsze na tych niełatwych gumach. Stawiam, że byliby bez szans na specyfikacji z 2019 roku. Mir nie wygrał szybkością, lecz powtarzalnością. Zrobił to, czego nikt nie potrafił – dojeżdżał do mety w czołówce. Prawda jest taka, że Rins na własne życzenie stracił szanse na duże punkty. Do tego te absurdalne problemy z silnikiem i frajerskie błędy z doborem ciśnienia. Kierowcy Yamahy raz mieli tempo, raz z kolei totalnie go nie mieli. Nie mówiąc już o KTM-ach i Ducati. Abstrahując od tego, że zapewne kolejny tytuł w cuglach zdobyłby Marquez (a może i nie?). Suma sumarum, tak na prawdę kolejne lata zweryfikują Mira. Nie sezony w niższych seriach, ani ten. Wykorzystał niepowtarzalną okazję do zdobycia majstra, jak kiedyś Hayden problemy z motocyklem Rossiego czy też Criville kontuzję Doohana. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w przyszłości. Osobiście liczę na to, że dominacja Marqueza się zakończy – nie mówię, by kolejnych nie zdobywał, ale po prostu, by walka była mniej przewidywalna.
no GDYBY nie gleby Rinsa w Austrii i Le Mans walka o tytuł była by w portimao, no ale cóż, lepszy ten kto nie popełnia błędów
Wywrotki Rinsa to nie był wypadek przy pracy, co pokazał zeszły sezon. Co pokazał błąd z biegami w przedostatnim wyścigu. Rins nadal ma problem z radzeniem sobie z presją. Mir takiego problemu nie ma, takiego problemu nie powinien mieć mistrz świata.
Mir mistrzem- to brzmi równie zabawnie jak Kenny Roberts mistrzem…
Gdyby to…..gdyby tamto….no i oczywiście Marquez by pozamiatał….gdyby był… 36 jest mistrzem w pełni zasłużonym. Zasady są proste wygrwa ten ktory ma najwiecej punktów i kropka.
Ciekawe, czy w innych krajach też ludzie się tak lubują w gdybaniu, podważaniu sukcesów i innych nie mających nic wspólnego z rzeczywistością dywagacjach.
Można wydać opinię podważającą jeśli ktoś przeciętny wygra jakiś mokry wyścig lub skorzysta na upadkach czołówki, ale tytułu to się nie zdobywa przypadkiem.
A już na pewno nie w kilku klasach wyścigowych na przestrzeni kilku lat. Nawet, jeśli miałby to być jego ostatni tytuł w MotoGP, to jest mistrzem świata i tyle.
Jakie by to nie były czasy to zawsze do mistrzostwa musi być konkurencyjny cały pakiet (motocykl, zawodnik, zespół)
Oczywiście że jest mistrzem, to chyba jasne. Ale równie jasne jest to że ten sezon był dziwny, od samego początku. Że mieliśmy kilka poważnych kontuzji kandydatów do mistrza (MM, CC, AR), fatalnie dobrane opony, zupełnie niedopasowane do warunków pogodowych, że było tylko KILKA torów, podwójne wyścigi na tych samych torach co oczywiście pewne motocykle dodatkowo premiowało. To z pewnością nie był sezon w którym to Suzuki „dojrzało” – po prostu na tych torach, w takich warunkach, na tych oponach i z tym zawodnikiem nazbierało najwięcej punktów.
Sezon był ciekawą odskocznią od nudnych zwycięstw Marqueza w ostatnich sezonach oraz końcem epoki zbyt długich kontraktów, które tak po prostu niszczą wyścigi, co chyba dobitnie pokazał przykład Fabio, Joana, Miguela, Brada czy Franky :). Może też był to koniec epoki „torów pod motocykl”, bo jak widać dzięki oponom można uzyskać fascynujące zmiany w tych odwiecznych zasadach.
Miejmy nadzieję że kolejny sezon będzie już w miarę kompletny – wtedy okaże się czy Suzuki naprawdę jest już tak dopracowane, czy inne marki szybko zniwelują różnicę a różne tory jednak wyrównają szanse innych motocykli.
Nie jestem pewien, czy stwierdzenie, że rozgrywanie podwójnych rund rzeczywiście kogokolwiek premiowało. Gdyby tak było nie mielibyśmy tylu różnych zwycięzców. Zresztą sam w kolejnych zdaniach oznajmiłeś koniec ery „torów pod motocykl”. Ten sezon był inny, to fakt, czymś innym do czego MotoGP przyzwyczaiło przez ostatnie sezony, ale nie powiedziałbym, że wyniki były przypadkowe. Widać pewne tendencje (Suzuki może nienajszybsze w sprincie, ale w maratonie już tak, zwyżka formy KTM, pogubienie się Ducati i Yamahy, stała, niska forma Aprili), które nie znikną wraz z pierwszym wyścigiem sezonu 2021.