Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że kolejnym zastępstwem za Tito Rabata w barwach zespołu Avintii Ducati będzie Jordi Torres. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu będzie to również wyścig w Hiszpanii, gdyby nie Christophe Ponsson. Francuz, który pojechał jeden wyścig w San Marino ujawnił, że miał z Avintią umowę aż na cztery wyścigi, a co więcej, nie było możliwości jej wcześniejszego rozwiązania i zespół nie poinformował go o tym fakcie przed zakontraktowaniem Torresa.
Francuz za zaistniałą sytuację obarcza winą niektórych zawodników, którzy głośno krytykowali decyzję o jego debiucie w MotoGP, a także organizującą mistrzostwa Dornę, która nagle, z jakiegoś powodu, zaczęła wymagać od Avintii zaangażowania zawodnika z Hiszpanii, co ewidentnie nie ma żadnego uzasadnienia w przepisach.
„Christophe podpisał 17-stronicowy kontakt, bez klauzuli o możliwości rozwiazania, że pojedzie w Misano, Aragonii, Tajandii i Japonii.” – przekazał Ponsson w oświadczeniu, dodając, że zespół początkowo nie dał mu znać o zaangażowaniu w jego miejsce Jordiego Torresa. Przyznał, że podczas treningu z byłym zawodnikiem Rubenem Xausem „szef Avintii wezwał Rubena i powiedział, że nie pojadzie w Aragonii, ponieważ Dorna wymaga hiszpańskiego zawodnika. Ruben przypomniał im, że to niemożliwe, bo kontrakt obowiązuje na cztery wyścigi.”
Szef zespołu wyjaśnił, że informacja o konieczności zastąpienia Ponssona wypłynęła od samych zawodników, którzy interweniowali w Dornie – głównie byli to Cal Crutchlow oraz Jack Miller, przekonując do tego samego innych motocyklistów MotoGP.
„Nigdy nie zgodziłby się na kontrakt w MotoGP na jeden wyścig, bez wcześniejszych testów! To dlatego poświęcił swoje hiszpańskie mistrzostwa, ponieważ miał kontrakt na cztery wyścigi, bez klauzuli jego rozwiązania, a dodatkowo zespół Avintii powiedział, że w zależności od stanu zdrowia Tito Rabata, może jechać nawet w pięciu, sześciu czy siedmiu ostatnich wyścigach sezonu!” – wyjaśniał dalej Ponsson.
„Podszedł do rundy w Misano jak do swojego pierwszego testu, ponieważ wiedział, że wciąż będzie miał przed sobą kolejne trzy rundy grand prix, aby pokazać, że może znaleźć swoje miejsce w czołowej kategorii.” – można przeczytać w oświadczeniu zawodnika, który wciąż czeka jeszcze na oficjalne stanowisko zespołu, choć można przypuszczać, że w tym roku w MotoGP już go nie zobaczymy. Przypomnijmy, że GP San Marino zakończył na ostatniej pozycji, będąc zdublowanym. Nie stworzył jednak przez weekend niebezpiecznych sytuacji, czego obawiali się niektórzy zawodnicy przed wyścigiem.
Źródło: facebook.com/ChristophePonsson23
Fot. Avintia Ducati
Dziwna sytuacja. Tym bardziej dla mnie kuriozalna, że w Dornie interweniowali Cal Crutchlow i Jack Miller, bo obaj nie pasują do takiego zachowania. Ten pierwszy zresztą pozytywnie wypowiadał się o debiucie Ponssona, a ten drugi znany jest między innymi z drwienia sobie z innych jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa.
Po wyścigu Crutchlow trochę zmienił ton i krytykował może nie samego Ponssona, ale Avintię.
Tego typu kwestie można by łatwo uregulować. Np. dla innych niż stali uczestnicy cyklu wymóg zrobienia okrążenia (lub 2-3) o maksymalnie x% lub x sekund wolniejszego od lidera lub np. dziesiątego zawodnika w FP1-3 i / lub kwalifikacjach. Kwestia tylko sensownego dobrania dopuszczalnej różnicy czasowej i punktu odniesienia, ale celował bym tak, by nie było dublowania. Żadne super licencje nie byłyby wtedy potrzebne. Jeśli ktoś wyrobi normę, to jedzie, jeśli nie – to nie. Proste, czytelne i przejrzyste.
Z kolei ci stali uczestnicy, którzy by byli regularnie dublowani, mogli by ten status „stałych” stracić.
Chyba nie jest celem MotoGP spełnianie marzeń zawodników, którzy odstają poziomem. Idąc tym tropem, to można by oferować start w wybranym wyścigu jako np. wygraną w loterii po uzbieraniu iluś tam naklejek w Biedronce lub ustukaniu jakiejś liczby punktów lojalnościowych na stacji benzynowej. Miejsce kibiców jest na trybunach lub przed telewizorem, a nie na torze.
Wg mnie dopuszczanie zawodników, którzy nie są w stanie uniknąć dublowania nie ma sensu. To nie F1, gdzie połowa stawki na koniec wyścigu ma w statystykach + x laps.
Przecież jest 107%. Ponsson go zrobił.
W takim razie niepotrzebnie się rozpisywałem ;)
Skoro go zrobił, to dlaczego się go, czy ekipy, czepiają. Jest 107%, zrobił, pojechał, nie faulował i ok.
Jeśli ktoś ma jakieś pretensje lub uwagi, to niech apeluje o zmniejszenie do 10x% (choć nie ma co przesadzać), a Ponsonna i Avintię proszę zostawić w spokoju ;) .
No ja też do końca nie rozumiem, bo jak się spojrzy jakich zawodników mieliśmy w czasach CRT, to na pewno bywali nie lepsi od Ponssona, a było to raptem 6 lat temu :) I to dzięki tym zgłoszeniom MotoGP przetrwało trudne czasy. Ale z drugiej strony, motocykle są coraz szybsze. Jeśli oficjalnie wprowadzona zostanie superlicencja, nie będzie to zupełnie bezzasadne. Pamiętam, jak w Formule 1 „wyrzucono” niejakiego Yuji Ide, który przyszedł znikąd, ale on robił akurat na torze niezły bajzel. Z kolei WRC wprowadziło obostrzenie, że nowe auta nie mogą być udostępniane kierowcom-amatorom, co jeszcze trzy lata temu było normą. Bezpieczeństwo przede wszystkim, ale trzeba go pilnować tak, żeby nie łamać ludziom kariery, bo Ponsson podpisując dłuższą umowę jest mocno poszkodowany.
Paweł,
Superlicencja najprawdopodobniej będzie wymagała lub preferowała zbieranie punktów przez serie wyścigowe organizowane przez właściciela MotoGP i to będzie ograniczanie dostępu. Jeśli ktoś potrafi wykręcić te 107%, to amatorem nie jest (można podkręcić limit np. do 105%, ale naprawdę bym nie przesadzał). Uważam, że weryfikacja umiejętności na podstawie czasu jest wystarczającym i najbardziej sprawiedliwym kryterium. Niebezpieczna jazda, czy też zachowania, wcale nie muszą iść w parze z mniejszymi umiejętnościami (przynajmniej powyżej jakiegoś poziomu). Superlicencje tego problemu nie rozwiążą.
Tak na marginesie: tych niebezpiecznych zachowań aż tak wiele nie ma. Trzeba tu być ostrożnym, żeby nie okazało się, że wyprzedzać będzie można tylko na prostej mając zapas mocy.
Jest tylko jedno „ale” – wystarczy RAZ zrobić 107%. Jeśli konkurenci pojadą wolno np. w piątek to jesteś w wyścigu. Lepsze byłoby gdyby raz można nie zrobić 107 albo liczyć czas z kwalifikacji.
Czy ma być 107%, 105%, raz, czy dwa itd. Nie będę sie wypowiadał.
Jeśli zawodnik z GP ma słabszy czas niż z Moto2, to z pewnością jest coś do poprawy. Nie w tym jednak rzecz. Skoro zasady możliwości wzięcia udziału w wyścigu zostały ustalone i spełnione przez Ponssona, to nikt nie powinien mieć do niego, czy zespołu pretensji (zagrożeniem na torze nie był).
Swoją drogą dublowanie w MotoGP mi się nie podoba. To są tak sporadyczne przypadki, że rozważyłbym ściąganie zawodników z toru, jeśli mają do prowadzącego jakąś określoną stratę.
Nie ma raczej sytuacji, że wszyscy zawodnicy zlewają sesję i jadą wolnym tempem, zwłaszcza w piątek, kiedy każdy walczy o Q2. Zawsze znajdzie się ktoś, komu zależy. Czas kwalifikacji – przypadki losowe eliminowałyby cię z wyścigu. Raz nie zrobić – jak w powyższym punkcie, chociaż jakby się zastanowić, to brzmi nieźle i rozsądnie. Obecne 107% jest w miarę uczciwe, biorąc pod uwagę, że już same motocykle najlepszego i najgorszego zawodnika sporo się różnią. Co ciekawe, jest przepis, że da się ominąć 107%: jeśli zawodnik wyjedzie na tor dopiero w FP3 i FP4, to jeśli odwołają Q1, automatycznie kwalifikuje się do wyścigu :D:D To jest dopiero paradoks