Już niedługo rozpocznie się nowy sezon serii World Superbike w poprzednich latach zdominowanej przez Jonathana Rea, który broni tytułu mistrzowskiego od 2015 roku. Jednak jeszcze w połowie zeszłego roku piąte mistrzostwo z rzędu Brytyjczyka wydawało się nieosiągalne. Co się stało później pamiętamy wszyscy, kryzys Alvaro Bautisty i fantastyczna jazda Johny’ego Rea, który został mistrzem świata już we Francji.
Nie jest to jedyny taki przypadek w kategorii Superbike. Które sezony najbardziej zapisały się w historii mistrzostw motocykli produkcyjnych? Odpowiedź postaram znaleźć się w tym artykule.
2002
W 2002 roku tytułu bronił Troy Bayliss, jeżdżący na motocyklu Ducati. Sezon rozpoczął wyśmienicie, wygrywając pierwszych sześć wyścigów i mimo słabszej rundy w Japonii, gdzie dwukrotnie kończył poza podium, wydawał się być murowanym faworytem do tytułu mistrzowskiego. Na 9 wyścigów w przed końcem Australijczyk miał na koncie 13 wygranych w 17 wyścigach i 58 punktów przewagi nad drugim Colinem Edwardsem. Zawodnik Hondy tylko raz ukończył zawody poza podium i prezentował bardzo równą formę.
Drugi wyścig na torze Laguna Seca to początek powrotu Colina. Amerykanin dokonał czegoś, co wydawałoby się niemożliwe. Wygrał wszystkie z pozostałych 9 wyścigów. Mimo tego, że Troy wciąż dojeżdżał regularnie na podium to upadek podczas przedostatniej rundy w Assen umożliwił Edwardsowi objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej. Tytuł przypieczętował podczas ostatniego startu w sezonie na włoskiej Imoli. Bardzo blisko siedziby pokonanego Ducati.
Zdobył 552 punkty, co na długie lata zostało rekordową ilością punktów w sezonie. Pokonał urzędującego Mistrza Świata, któremu wiele osób „przyznało” tytuł jeszcze na wiele rund przed końcem.
2009
W 2009 roku od praktycznie samego początku sezonu można było stwierdzić, że o tytuł będzie walczyło dwóch zawodników, Ben Spies na Yamasze oraz Noriyuki Haga na Ducati. W pierwszych czterech rundach każdy z nich wygrał po cztery wyścigi. Amerykanin jednak trzy razy nie zdobył punktów, kiedy Haga zwyciężał, natomiast Japończyk przy wygranych Spiesa czterokrotnie dojeżdżał za nim co pozwoliło mu uzbierać aż 60 punktów przewagi przed piątą rundą na torze Monza. Tam pierwszy nieukończony wyścig zaliczył Haga, jednak na zwycięską ścieżkę wrócił tydzień później w RPA, gdzie zaliczył dublet, co w przypadku problemów technicznych Spiesa w drugim wyścigu na Kyalami powiększyło jego przewagę do 88 punktów na 16 wyścigów przed końcem, co jest sporym, ale jak mieliśmy się później przekonać nie w pełni bezpiecznym prowadzeniem.
Spies nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i podobnie jak swój rodak Colin Edwards rozpoczął odrabianie strat w USA gdzie wygrał dwa wyścigi a w kolejnych czterech rundach na szczycie podium znalazł się jeszcze pięciokrotnie i raz był drugi. W tamtym czasie Haga stanął na podium tylko trzy razy i nie ukończył aż dwóch wyścigów przez co zdobył aż 106 punktów mniej od zawodnika Yamahy oraz stracił na jego rzecz prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Na 9 wyścigów przed końcem przewaga Spiesa wynosiła 18 oczek.
Utrata prowadzenia w klasyfikacji generalnej zadziałała na Japończyka motywująco, odzyskał je już we Włoszech gdzie był pierwszy i drugi, natomiast Spies finiszował na czwartym i piątym miejscu. W pierwszym wyścigu we Francji Haga finiszował na drugim miejscu tuż za Amerykaninem, który ponownie objął prowadzenie w tabeli. Jednak niedzielny start nie poszedł po myśli Spiesa ponieważ finiszował na czwartym miejscu co przy wygranej Japończyka dało mu 10 punktów przewagi nad Benem przed ostatnią rundą w Portugalii. Tam jednak nie wytrzymał tempa zawodnika Yamahy i w pierwszym wyścigu upadł, praktycznie przekreślając swoje szanse na tytuł. Spies wygrał bowiem, prowadząc od startu do mety zapewniając sobie piętnastopunktowe prowadzenie przed ostatnim niedzielnym startem. W najgorszym wypadku piąte miejsce dawało Benowi tytuł mistrzowski niezależnie od wyniku Hagi.
Tak też się stało, Spies ukończył wyścig na piątej pozycji i zawodnik Ducati musiał pogodzić się z trzecim tytułem wicemistrzowskim kategorii Superbike w karierze oraz szóstym sezonem z rzędu, który kończy w czołowej trójce, jednak nie zdobywając ani jednego mistrzostwa.
2012
Sezon 2012 podobnie jak 2002 i 2009 zapisał się w historii walką do samego końca oraz także najmniejszą różnicą między mistrzem i wicemistrzem na koniec sezonu. Tym razem jednak zawiódł obrońca tytułu Carlos Chceca z Ducati, który mimo dobrego początku i trzech wygranych w czterech pierwszych wyścigach tracił formę w dalszej części sezonu. Trzeba przyznać, że była to jedna z bardziej wyrównanych kampanii, co potwierdza fakt, że aż 9 zawodników zaliczyło przynajmniej jedno zwycięstwo w wyścigu w tamtym sezonie. Najbardziej wyrównaną formę prezentowali jednak Marco Melandri (BMW), Tom Sykes (Kawasaki) oraz Max Biaggi (Aprilia), mimo to każdy z nich przeplatał podia z finiszami w środku stawki.
Na początku sezonu walka o miejsce na szczycie tabeli toczyła się między Biaggim, Sykesem oraz Checą. Z czasem jednak #7 zaczął odpadać, a świetną formę złapał Marco Melandri, który wygrał wyścig nr 1 w Donington, lecz niestety nie dojechał do mety w drugim, po kolizji na ostatnim okrążeniu. W USA zajął kolejno pierwsze i drugie miejsce co pozwoliło mu się zbliżyć do czołówki. Prawdziwą klasę pokazywał wtedy jednak Max Biaggi, który od drugiego wyścigu zaliczył sześć podiów z rzędu w tym aż trzy zwycięstwa, co po pierwszym wyścigu w Aragonii dawało mu aż 60 punktów przewagi na drugim Melandrim. Zawodnik BMW nie miał jednak zamiaru się poddawać.
Drugi wyścig w Aragonii zakończył serię wyścigów Maxa, ukończonych na podium i rozpoczął serię 5 startów z finiszem poza podium (w tym jeden DNF). Do czołowej trójki Biaggi wrócił dopiero w Rosji, a w tamtym czasie jego główni rywale Sykes oraz Melandri szybko odrabiali punkty. Czarny scenariusz dla Biaggiego spełnił się w drugim wyścigu rosyjskiej rundy – upadek zawodnika Aprilii pozwolił objąć prowadzenie w tabeli zwycięzcy tego wyścigu, Marco Melandriemu. Zawodnik BMW miał wtedy 18,5 punktu przewagi nad Biaggim na sześć wyścigów przed końcem. Nie jest to dużo, ale wydawało się, że jeżdżący równo i znajdujący się aktualnie w świetnej formie Melandri raczej będzie powiększał przewagę nad będącym w dołku Maxem.
W trzech ostatnich rundach sezonu Melandri ukończył tylko jeden sześciu wyścigów, co przekreśliło jego szanse na tytuł mistrzowski. Max Biaggi odzyskał pozycję lidera klasyfikacji generalnej po zwycięstwie w pierwszym wyścigu na Nurburgringu, jednak w kolejnych dużo lepiej wypadł Tom Sykes, który zbliżył się do niego na 14,5 punktu po pierwszej części portugalskiej rundy. Niestety z drugiego wyścigu musiał wycofać się z powodu problemów technicznych a przewaga Biaggiego, który przyjechał trzeci wynosiła 30,5 punktu.
Mógł on przypieczętować tytuł w porannym starcie na torze Magny Cours, jednak po raz kolejny nie dojechał do mety z powodu wywrotki, dając nadzieję Tomowi Sykesowi, który był wtedy trzeci. Jego strata ponownie wynosiła 14,5 punktu i żeby wygrać tytuł to przy jego zwycięstwie w wyścigu Max musiałby dojechać na pozycji niższej niż piąta. Sykes zrobił wszystko co mógł, wygrał ostatni wyścig sezonu jednak Max pojawił się na mecie na piątej pozycji, która dała mu 0,5 punktu przewagi nad Sykesem w tabeli końcowej oraz drugi tytuł mistrzowski w kategorii Superbike.
Ostatnio ciekawie w klasyfikacji nie ma, sezon 2019 niby nie był ostatecznie jakiś ciekawy, ale początkowe wyścigi pozwalały trzymać w zdecydowanie większym napięciu niż wyścigi MotoGP :)
A sezon 2012 jest trochę sentymentalny dla mnie, gdyż zacząłem śledzić tę serię właśnie wtedy i to od ostatniej rundy w Magny Cours – także obrazki płaczącego Maxa w parku zamkniętym jeszcze mam gdzieś w pamięci – czy ze szczęścia, czy może z sentymentu, bo wiedział, że to już jego ostatni sezon? Tego już nie wiem :)
2004, 2007, 2014 też były świetne ;)
Tak 2012 popieram. Generalnie sezony z Biaggim, Troyem, Haga byly najciekawsze dla mnie. W tamtych latach jeszcze swietny zespol Suzuki Alstare.